echo24 echo24
654
BLOG

Magia namiętności – odcinek (25)

echo24 echo24 Polityka Obserwuj notkę 7

Przestroga 
Z drugiej strony globu w tropikalnym upale Ewa marzyła o choćby jednym płatku śniegu. Wiedziała już, że brazylijskie Eldorado to chybiony pomysł. Wyniszczał ją klimat, zabijała nuda, drażniło towarzystwo, upokarzał brak własnych pieniędzy, a ochotę do życia odbierała coraz bardziej dokuczliwa tęsknota za matką i przyjaciółmi, którzy zostali nad Wisłą. Jednak najbardziej bolesna była rozpacz po stracie Krzysztofa i tęsknota za cudownym czasem, jaki z nim przeżyła.
 
Z dnia na dzień, oddalała się coraz bardziej od Bernarda. Bowiem zrozumiała, że tylko Krzysztof, to ten jeden jedyny na świecie mężczyzna, który może jej dać poczucie kobiecego spełnienia. Była już pewna, że z nikim innym nie będzie szczęśliwa.
 
Jednak o powrocie do Polski Bernard nie chciał słyszeć. Ucinał wszelkie próby rozmów na ten temat. Założył, że czas mimo wszystko pracuje na jego korzyść.
 
Któregoś dnia przy śniadaniu Ewa uznała, że nadeszła chwila prawdy:
– Bernard! Proszę! Tylko nie zmieniaj tematu! Musimy załatwić sprawę mojego powrotu do Polski!
– Wykluczone! Nigdzie nie pojedziesz! Nie ma, o czym mówić! – pewny siebie dyplomata, jak zwykle nie chciał podjąć dyskusji na drażliwy temat.
Ewa spojrzała na niego błagalnie:
– Ale zrozum! Ja się tutaj duszę! Po prostu usycham, jak przesadzone drzewo!
– A z czego będziesz tam żyła w tej Polsce, jeśli mogę spytać? – szydził.
– Jakoś sobie poradzę, to nie jest najważniejsze.
Bernard zerwał się z krzesła i poczerwieniały na twarzy wrzasnął:
– Czy ty do cholery nie rozumiesz, że możesz spędzić życie wraz ze swoim dzieckiem w luksusie, wolna od problemów, wśród światowych elit?!
– Ale ja nie chcę!
Rozjuszony, zagroził jej palcem:
– Nie kuś losu!!!
– Bo, co? – nastroszyła się Ewa.
– Bo zmarnujesz swą życiową szansę!
– To znaczy?
– Możesz przy mnie zrobić życiową karierę!
Ewa zachichotała szyderczo:
– Życiową karierę! Oczywiście u twojego boku! Jak wytresowany pudelek! Faktycznie! O niczym innym nie marzę! Hi, hi, hi.
Bernard chciał coś powiedzieć, ale nie dała mu dojść do słowa:
– Też mi kariera! Cha! Cha! Cha! Wszystko według ustalonego porządku! Odtąd, dotąd! Tak, a nie inaczej! Z tym, a nie z tamtym! Tędy, a nie tamtędy! Zawsze zgodnie z procedurą! Stosownie do tych waszych pieprzonych reguł: „Szczerz zęby w fałszywym uśmiechu, nawet w najtrudniejszych chwilach i broń Boże nikogo nie uraź, choćby ci w pysk splunął”. Wyrzygać się można! 
Bernard przez jakiś czas nie wiedział, jak się zachować wobec niewybrednej zaczepki, aż sięgnął po koronny argument:
– Mówisz tak, bo wciąż nie rozumiesz, że możesz mieć wszystko.
– To znaczy?
– Jutro pojedziemy do miasta. Chcę ci coś pokazać.
– To bez sensu, Bernard!
– Proszę! Zrób to dla mnie! Tylko ten jeden raz!
Choć czuła, że nie powinna, wyraziła zgodę, gdyż babska ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem.
 
Poniżenie 
Pedro, odszykowany w odświętną liberię połyskującą w słońcu złocistymi lamówkami wyprowadził z garażu wypucowanego rollsroyce’a.
– Co on taki odstrzelony? – spytała Ewa prześmiewczo.
– Jedziemy w pewne miejsce, gdzie bywają wyłącznie prominenckie persony brazylijskich elit – wyjaśnił dyplomata z dumą w głosie.
– Masz ci los! Znowu będę się musiała godzinami nudzić wysłuchując, kim są, ile mają i gdzie byli ostatnio – westchnęła Ewa.
– Jedziemy do Eixo Monumental – oznajmił Bernard. – To najbardziej ekskluzywna część miasta.
 
Gdy dojechali co centrum szofer skęcił w najelegantszą aleję Brasilii. Po obu stronach magistrali stroszyły się sięgające nieba wieżowce, luksusowe hotele o światowych nazwach, ekskluzywne magazyny mody, banki, kasyna i drogie restauracje. Mimo zbliżającego się Nowego Roku, chodniki były puste, bo panował niemiłosierny upał i żar lał się z nieba.
– Tu staniemy – poprosił Bernard wniebowziętego Pedro, który prowadził lśniącą limuzynę z miną władcy świata.
Zatrzymali się przed jakąś wytworną witryną.
Pedro wyskoczył z auta, otworzył tylne drzwi i z szarmanckim ukłonem podał dłoń swojej pani, a w tym samym momencie obskoczyła ich sfora odświętnie ubranych, wyświeżonych i pachnących dżentelmenów. Przystojny, szpakowaty mężczyzna około czterdziestki zapraszał do środka.
– Byliśmy umówieni... – Bernard chciał się przedstawić, lecz mężczyzna przerwał mu w pół zdania:
 – Ależ oczywiście pani ambasadorze! Pamiętam! Mój butik oczekuje państwa od samego rana!
Zoczywszy wystawowe gabloty Ewa zorientowała się, że to jakiś ekskluzywny sklep jubilerski.
W środku panował miły chłodek i czuć było zapach egzotycznych pachnideł. Sklep szokował przepychem. Wystawione klejnoty kusiły nieodparcie. Wszystko ze szczerego złota, platyny i perłowej macicy. Wszędzie migotały refleksy światła odbijającego się od misternie szlifowanych brylantów, zielonkawych szmaragdów, ciemno krwistych rubinów, lazurowych szafirów, perłowych opali, liliowych ametystów, pasiastych agatów i trawiastych malachitów. W tle sączyła się kameralna muzyka.
– Senhora raczy spocząć! – skłonił się właściciel wskazując na coś w rodzaju złocistego tronu wyścielonego szkarłatnym aksamitem.
– Ja? – zarumieniła się Ewa.
– A któżby inny! – żachnął się właściciel i oznajmił: – Senhora jest naszą królową!
Czerwona jak burak szepnęła:
– Bernard! Proszę! Ja się wstydzę uczestniczyć w tym cyrku!
– Postaraj się być milsza i nie odbieraj mi tej przyjemności! – spojrzał na nią błagalnie.
Obsługa butiku dosłownie wychodziła z siebie i w końcu im się posadzić Ewę na tronie, który najwyraźniej był chlubą firmy.
Rozległy się okrzyki zachwytu:
– Jaka piękna! – zapiała czarna jak heban Murzynka.
– Urodzona królewna! – żachnęła się spiżowa Mulatka.
– Godna najszlachetniejszych klejnotów świata! – podbijał bębenek właściciel.
Ewa stwierdziła z przerażeniem, że Bernard tę celebrę traktuje na serio.
– Może filiżankę świeżo palonej kawy? – spytał przystojny Latynos ubrany tak szykownie, iż równie dobrze mógłby być prezydentem.
– Uprzejmie dziękuję! – krygowała się Ewa.
– A może orzeźwiającego drinka z limonką? Świetnie robi na upał! – proponował jeszcze przystojniejszy subiekt.
– A mogłabym dostać odrobinę cherry? – spytała nieśmiało.
Nie upłynęła minuta, jak spod ziemi wyrósł rosły Murzyn niosący na tacy karafkę ze szkarłatnym trunkiem. Przykląkł przed nią teatralnie i napełnił kieliszek.
– Serdecznie dziękuję!
Ku osłupieniu zebranych jednym haustem wychyliła do dna.
– Jeszcze raz? – zapytał pro forma ciemnoskóry mężczyzna.
– Myślę, że nie byłoby głupim, jakbym tę karafkę miała cały czas pod ręką – uśmiechnęła się przymilnie.
Jeszcze nie skończyła zdania, jak przed nią wyrósł kolejny ekspedient i przystawił do tronu stoliczek.
– Zaczyna mi się tu u was podobać! – zażartowała Ewa napełniając kieliszek.
Rozpromieniony Bernard wtrącił:
– To dopiero początek, kochanie! Zobaczysz, co będzie dalej! Tylko bardzo proszę, nie pij w taki upał!
– Na trzeźwo tego nie zniosę! – powiedziała po polsku.
Raptem przygasły światła i rozległ się dźwięk gongu.
Na salę wkroczyli gęsiego półnadzy Mulaci w egzotycznych strojach niosący na wyciągniętych przed siebie rękach atłasowe poduszki, na których ułożono istne arcydzieła jubilerskiej sztuki, szczerozłote diademy, wysadzane brylantami kolie, ciężkie złote bransolety, brosze, naszyjniki, pierścienie...
Wąż prezenterów zmierzał ku tronowi i raptem zatrzymał się, a Bernard ogłosił:
– Wybieraj, co chcesz, kochanie! Dziś są nasze zaręczyny!
Zapadła uroczysta cisza.
– Nic mi nie mówiłeś... 
Miała jeszcze coś dodać, ale znów uderzono w gong i pochód spiżowych goliatów ruszył prezentując „królowej” swe cenne precjoza.
Nawet mnie nie spytał o zdanie, pomyślała z furią Ewa i napełniła kolejny kieliszek.
 
I nagle przypomniała sobie dom rodzinny w maleńkich Mościcach pod Tarnowem. Przywołała na pamięć matkę, skromną nauczycielkę, która, gdy ojciec po wojnie nie powrócił z Anglii nie umiała się już z nikim związać. Zdawało jej się, że słyszy jej słowa, iż prawdziwie kochać można tylko jednego mężczyznę. Przypomniała sobie, jak namawiała mamę, żeby sobie kogoś znalazła, na co matka odpowiadała niezmiennie: „Małżeństwu bez miłości mogą się oddawać tylko kobiety sprzedajne. Pamiętaj córeczko! Lepiej umrzeć w biedzie, niż się związać z niekochanym mężczyzną, a dzielenie z kimś takim alkowy to rodzaj nierządu”.
 
Korowód prezenterów demonstrował coraz to nowe klejnoty, a im więcej ich było, tym głośniej jej dźwięczały w uszach słowa matki. Mocno już wstawiona, z obojętną miną spoglądała na prezentowane cudeńka.
W pewnym momencie, zwróciła uwagę na krzyżyk z granatów oprawionych w srebrze. Przypomniała sobie, że bardzo podobny, tylko nieco mniejszy, miała kiedyś mama, póki go nie sprzedała przed maturą córki, bo były potrzebne pieniądze na balową sukienkę, gdyż zbliżał się komers.
Ewa odruchowo wykonała gest, jaki wykonują biskupi, by wstrzymać procesję. Niepewnym krokiem zstąpiła ze swego tronu i wzięła ostrożnie ów krzyżyk do ręki.
Bernard, który cały czas ją bacznie obserwował zakrzyknął radośnie:
– Wiedziałem, że się na coś skusisz! Jesteś przecież tylko kobietą!
Na te słowa Ewa odrzuciła krzyżyk na poduszkę.
– Nie spodobał się? – zasmucił się właściciel.
Pijana królowa zaniosła się płaczem i wybiegła na ulicę.
Bernard popędził za nią.
– Co ty wyprawiasz, kochanie?! Kompletnie cię nie rozumiem!
– No właśnie! – odparła i przestała płakać.
 
Apogeum 
W drodze powrotnej Ewa milczała jak zaklęta. Gdy wchodzili do domu, poprosiła Bernarda o chwilę rozmowy. Zgodził się, acz niechętnie. Podeszła do baru, napełniła kieliszek z wypukłym meniskiem i powiedziała zdecydowanym tonem:
– Bernard! Ja nie żartuję! Kup nam te bilety do Polski!
– Wykluczone! – dyplomata poczerwieniał jak rozjuszony indor.
– Do jasnej cholery! Wypuść mnie z tej klatki! – zaczęła tupać nogami jak rozhisteryzowane dziecko.
– Przyzwyczaisz się! – rzekł z właściwym dla siebie spokojem, co ją jeszcze bardziej rozjuszyło.
– Bernard! Prooooszę!
– Mowy nie ma!
Spojrzawszy mu chłodno w oczy, zagroziła:
– Nie znasz mnie jeszcze! Obyś nie żałował!
– Powinnaś się przespać – skwitował.
Nadeszła guwernantka.
– Panno Madaleine! Pora kłaść dzieci do łóżka! – zadysponował Bernard zauważywszy, że Ewa ledwo się trzyma na nogach. – Aha! I proszę powiedzieć Isaurze, by podała dzieciakom kolację w sypialni.
– Jak sobie pan ambasador życzy – skłoniła się panna Madaleine.
Bernard podniósł się z fotela i zakomunikował:
– Zrobiło się późno! Pójdę teraz do siebie, bo muszę się przygotować do rozmów z panamskim biznesem. I nie pij już więcej! Jak skończę, przyjdę do sypialni!
Ewa nie reagowała.
 
Zapadała duszna brazylijska noc.
Służba poszła do siebie. Panna Madaleine odprowadziła dzieci do sypialni i udała się do swojej służbówki. Bernard siedział w gabinecie obłożony papierami. W domu panowała głęboka cisza.
 
Ale duchota! Pójdę się czegoś napić, guwernantka zwlokła się ciężko z łóżka.
Gdy doszła do progu kuchni, zdrętwiała z przerażenia.
W sekundę później, ciszę uśpionego domu przeszył histeryczny krzyk:
– Help!!! Help!!! Help!!! 
– A cóż to u diaska za wrzaski po nocy? – zerwał się zza biurka Bernard.
Biegnąc za głosem wzywającym pomocy zderzył się z rozmamłaną Isaurą, której zdążył powiedzieć, żeby zajęła się dziećmi.
Gdy dotarł do kuchni zobaczył stojącą w progu w rozpiętym szlafroku sztywną z przerażenia pannę Madaleine, która wspięta na palcach wskazywała coś ręką wrzeszcząc wniebogłosy:
– She is dead! Help!!! She is dead!!!
Sterczące papiloty sprawiały wrażenie, jakby jej włosy stanęły dęba.
Bernard spojrzał we wskazanym kierunku i poczuł, jak krew odpływa mu do nóg. Na posadzce koło stołu w kałuży krwi leżała trupioblada Ewa. Wokół przewróconego taboretu walały się szczątki rozbitego kieliszka. Na stole stała pusta flaszka po wiśniówce i zakrwawiony nóż.
– Jesus Crist! – krzyknął przerażony i jednym susem doskoczył do Ewy.
Na obu nadgarstkach dostrzegł dwa poprzeczne cięcia, z których sączyła się gęstniejąca krew.
Dotknąwszy szyi, wyczuł słabe tętno.
– Thanks God! – wyszeptał pobladłymi wargami i wrzasnął do nadbiegającego Pedro, by natychmiast dzwonił po ambulans.
Panna Madaleine nie przestawała wrzeszczeć.
– Shut up!!! – huknął na nią zdesperowany dyplomata.
Osłupiałej niewieście przyzwyczajonej do nienagannych manier swego chlebodawcy odebrało mowę i zamarła bez ruchu z wybałuszonymi oczami.
Z oddali dało się słyszeć syrenę karetki.
– Sheet! – zaklął dyplomata. – Sąsiedzi się pobudzą, a jutro cały korpus będzie o tym gadał.
Do kuchni wpadł zdyszany lekarz. Po pobieżnym badaniu uspokoił pana domu:
– Będzie żyła, ale musimy ją zabrać do szpitala, bo się bardzo wykrwawiła.
Podpinając kroplówkę spytał:
– Czy mam powiadomić policję?
– Ależ skąd! Broń Boże! Nie ma ich, co niepokoić! – Bernard mrugnął porozumiewawczo do medyka sięgając po portfel.
 
Hierarchia wartości 
Zbudziła się około południa.
Bernard warował przy szpitalnym łóżku.
– Pić! – odezwała się słabym głosem.
Przytknąwszy jej szklankę do ust spytał z wyrzutem:
– Co ty najlepszego zrobiłaś, kochanie?!
Ewa nic nie odpowiedziała.
– Nie dość, że mogłaś zrobić sobie krzywdę, to jeszcze nas naraziłaś na plotki! Wszyscy będą teraz o tym paplać!
Ewa podniosła oczy i wyszeptała z przekąsem:
– I oczywiście wystawiłam na uszczerbek twoją wspaniałą karierę!
– A nie? – spytał z nieskrywaną urazą.
– No tak! Oczywiście! – przyznała, nie kryjąc pogardy.
Znów zapadła chwila nieprzyjemnej ciszy.
– Lekarz mówi, że do dwóch tygodni wszystko się zagoi – zmienił temat Bernard.
– Kupisz nam te bilety? – spytała.
– Kupię! 
– Dziękuję! – westchnęła z ulgą. – A teraz zostaw mnie proszę samą, bo chciałabym się chwilę przespać.
– Oczywiście, kochanie!  Jeszcze tylko jedno… – zająknął się, jakby się bał dokończyć.
– Co takiego?
– Obiecaj, że nie będziesz się złościć!
– No dobrze! Obiecuję!
– To twoje BMW, które zostawiłaś w Polsce jest już starym gratem.
Ewa spojrzała na niego podejrzliwie.
– Nie bardzo rozumiem, do czego zmierzasz.
– Porsche, które ci podarowałem z okazji przyjazdu do Brazylii, absolutnie się nie nadaje na te wasze polskie drogi.
Mimo wyczerpania, uniosła się na łokciach:
– Ależ mnie nawet do głowy nie przyszło, żeby zabierać ze sobą to auto – obruszyła się.
– Nie! Źle mnie zrozumiałaś! Chciałem tylko powiedzieć, że na rozstanie kupiłem ci czarnego mercedesa. Fabryka go dostarczy do Polski za miesiąc. Przyjmij ten upominek! Proszę! Nie odmawiaj!
No nie! To zbyt kosztowny prezent.
– Proszę! – naciskał.
– Dobrze! Ale w takim razie przyjmij także coś ode mnie.
– Dobrze kochanie!
Ewa zdjęła z trudem z szyi łańcuszek z wytartym medalikiem ofiarowany jej przez matkę na pierwszą komunię.
– Przyjmij proszę ten drobiazg, który, jest dla mnie wart więcej niż sto mercedesów – ucałowała medalik i wcisnęła mu go do ręki.
Bernard milczał zakłopotany.
Spojrzała mu w oczy i musnąwszy go w policzek opuszkami palców, szepnęła:
– Nie rozmyślaj tyle, bo i tak nie zrozumiesz!
 
Krzysztof Pasierbiewicz

Post Scriptum

Pisząc „Magię namiętności” bardzo się śpieszyłem, bo Ewa była już śmiertelnie chora. Zdążyłem w ostatniej chwili. Ewa wiedziała, że piszę tę książkę, bo często z nią konsultowałem szczegóły. Ilekroć z nią rozmawiałem prosiła mnie (nie była internetowa) żebym jej znalazł w Internecie i dał do posłuchania przez słuchawkę tę piosenkę: https://www.youtube.com/watch?v=XcAVzLoTw1U

 
Poprzednie odcinki
Odcinek 1 - http://salonowcy.salon24.pl/652762,magia-namietnosci-odcinek-1
Odcinek 2 - http://salonowcy.salon24.pl/653924,magia-namietnosci-odcinek-2
Odcinek 3 - http://salonowcy.salon24.pl/655123,magia-namietnosci-odcinek-3
Odcinek 4 - http://salonowcy.salon24.pl/656229,magia-namietnosci-odcinek-4
Odcinek 5 - http://salonowcy.salon24.pl/657287,magia-namietnosci-odcinek-5
Odcinek 6 - http://salonowcy.salon24.pl/658332,magia-namietnosci-odcinek-6
Odcinek 7 - http://salonowcy.salon24.pl/659352,magia-namietnosci-odcinek-7
Odcinek 8 - http://salonowcy.salon24.pl/663294,magia-namietnosci-odcinek-8
Odcinek 9 - http://salonowcy.salon24.pl/664343,magia-namietnosci-odcinek-9
Odcinek 10 - http://salonowcy.salon24.pl/665542,magia-namietnosci-odcinek-10
Odcinek 11 - http://salonowcy.salon24.pl/666809,magia-namietnosci-odcinek-11
Odcinek 12 - http://salonowcy.salon24.pl/668102,magia-namietnosci-odcinek-12
Odcinek 13 - http://salonowcy.salon24.pl/669424,magia-namietnosci-odcinek-13
Odcinek 14 - http://salonowcy.salon24.pl/670679,magia-namietnosci-odcinek-14
Odcinek 15 - http://salonowcy.salon24.pl/672020,magia-namietnosci-odcinek-15
Odcinek 16 - http://salonowcy.salon24.pl/672915,magia-namietnosci-odcinek-16
Odcinek 17 - http://salonowcy.salon24.pl/674045,magia-namietnosci-odcinek-17
Odcinek 18 - http://salonowcy.salon24.pl/675911,magia-namietnosci-odcinek-18
Odcinek 19 - http://salonowcy.salon24.pl/676952,magia-namietnosci-odcinek-19
Odcinek 20 - http://salonowcy.salon24.pl/678076,magia-namietnosci-odcinek-20
Odcinek 21 - http://salonowcy.salon24.pl/679936,magia-namietnosci-odcinek-21
Odcinek 22 - http://salonowcy.salon24.pl/681114,magia-namietnosci-odcinek-22
Odcinek 23 - http://salonowcy.salon24.pl/682552,magia-namietnosci-odcinek-23
Odcinek 24 - http://salonowcy.salon24.pl/687976,magia-namietnosci-odcinek-24

 

Zobacz galerię zdjęć:

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka