echo24 echo24
1962
BLOG

PIS musi się otworzyć na „pięknych czterdziestoletnich”

echo24 echo24 Polityka Obserwuj notkę 86

UWAGA! Trudny przekaz tylko dla kumatych!

Włączyłem rano TVP Info i oczom nie mogłem uwierzyć, bowiem w programie „Salon dziennikarski – Floriańska 3” obok ultra-prawicowej awangardy reprezentowanej przez braci Karnowskich, Piotra Semkę i księdza Zielińskiego zobaczyłem, no zgadnijcie Państwo, kogo?

Pudło! Pudło! Pudło! Więc Wam zdradzę. UWAGA! W towarzystwie rzeczonych torysów nie tylko siedziała, ale bardzo sensownie się wypowiadała jeszcze niedawno przez PIS wyśmiewana „lewicowa inaczej” dr Magdalena Ogórek.

A mnie się przypomniało jak w styczniu 2015 w notce pt. „Jurek, ogórek, kiełbasa i sznurek” – vide: http://salonowcy.salon24.pl/627020,jurek-ogorek-kielbasa-i-sznurek pisałem, cytuję fragmenty:

(…) Dzisiaj pani dr Magdalena Ogórek przedstawiła swoje plany polityczne w przypadku ewentualnej wygranej w wyborach prezydenckich. Wolno jej? Konstytucja jej tego nie zabrania.

Czytelnicy mojego blogu doskonale wiedzą, że 800 notek, które do tej pory napisałem było skierowane bezpośrednio przeciw komunistom z SLD i post-komunistom z PO.

Ale moi blogowicze wiedzą również, że mniej więcej od dwóch lat usilnie namawiam do tego, by Polskę oddać w ręce ludzi młodych pomiędzy 35-tym a 45-tym rokiem życia, którzy nie pamiętają już komuny, a także okresu po-okrągłostołowego, który dokonał nieodwracalnych spustoszeń w mózgach starszego pokolenia. Ludziom, którym za przeproszeniem zwisa wojna między PIS-em i Platformą. Polkom i Polakom, którzy chcą sobie urządzić Ojczyznę po swojemu, nie zważając na zaszłości i chore ambicje polityczne spierniczałych zgredów, którzy obecnie decydują o polskich sprawach – od lewa, przez środek do prawa.

Po wystąpieniu pani dr Magdaleny Ogórek trącący wczesnym Gierkiem stetryczali dziennikarze i przesiąknięci komuną prominenci wszystkich partii politycznych z PIS-em włącznie dostali jakiegoś obłąkańczego pierdolca i chcąc zlinczować panią Magdalenę w obawie o własne tyłki zaczęli rzucać inwektywy pod adresem jej nazwiska. Inwektywy na poziomie przekomarzań uczniów szkoły podstawowej – patrz tytuł notki, a najbardziej zajadłe były wypłoszone z szaf zalatujące naftaliną ramole i próchna toczące pianę z nienawiści do młodej konkurentki – nazwisk nie wymieniam z obawy o konsekwencje procesowe. (…) A dlaczego? Bo zmurszałe, stare zgredy zdały sobie raptem sprawę, że w Polsce zaczyna się wysyp młodych talentów politycznych …, koniec cytatu.  

Oj! Dostało mi się wtedy za tę notkę od „ortodoksyjnych pisowców”, którzy wylali mi na głowę hektolitry pomyj nie zostawiając na mnie suchej nitki, a potem mi tę notkę wypominali wielokrotnie przy każdej możliwej okazji.

Więc chciałbym zaznaczyć, że wtenczas stanąłem w obronie pani Magdaleny Ogórek nie tylko, dlatego, że z niej ładna i szykowna kobitka, ale przede wszystkim z tej przyczyny, że, czego nikt wtedy nie zauważył, jej naczelnym hasłem w kampanii wyborczej było: „polskie prawo należy napisać od nowa”, co wówczas zostało powszechnie wyśmiane. A ja pamiętam, że pani Magdalena już wtedy mówiła, że „prawnicy tworzą prawo nie dla obywateli, ale dla prawników tworząc go tak, by każdą trefną sprawę można było „utopić” w nieprzypadkowych zawiłościach tego prawa umożliwiającego jego pokrętne interpretacje, by można było brzydkie sprawki, że tak powiem interpretować zależnie od potrzeb” – vide„afera reprywatyzacyjna” omawiana dzisiaj w studio, w którym to temacie zgodzono się jednogłośnie, że normalny obywatel nie ma najmniejszych szans na uczciwe odzyskanie mienia, jeśli nie wynajmie za ciężkie pieniądze jakiejś kancelarii prawnej, w której Al. Capone mógłby ewentualnie terminować.

Skoro panią Magdalenę zaproszono dziś do studia w TVP Info, ba, prawie we wszystkich kwestiach zgodzono się z jej opiniami to znaczy, że do młodych braci Karnowskich, co prawda bardzo późno, ale w końcu dotarło, co rzeczywiście w kampanii prezydenckiej 2015 pani Magdalena mówiła.

Jest, więc nadzieja, że „bliźniacy mniejsi” wreszcie zrozumieli, że do telewizyjnych programów publicystycznych należy zacząć zapraszać ludzi nowych, zdolnych i młodych, a nie w koło Macieju tych samych od lat - podstarzałych opiniotwórczych bajarzy.

Ale nie był bym sobą, gdybym nie przypomniał, co w roku 2011 pisałem w notce pt. „Krytycznie ważny moment dla prezesa Kaczyńskiego” – vide: http://salonowcy.salon24.pl/369781,krytycznie-wazny-moment-dla-prezesa-kaczynskiego , kiedy PIS przegrał wybory, cytuję:

„(…) chodzi mi o niektórych, powtarzam niektórych działaczy Prawa i Sprawiedliwości, dla których głównym celem jest łagodzenie napięć i utwierdzanie wyborców w nie zawsze zgodnym z prawdą przekonaniu, że wszystko działa jak należy i w nadchodzących wyborach trzeba ponownie zagłosować na nich. Dokładniej chodzi mi o działaczy partyjnych siedzących całymi latami bezczynnie na ciepłych poselskich posadkach, jak ja to mówię w wyniku wieloletniego „zasiedzenia”.

Działacze ci uaktywniają się jedynie tuż przed wyborami, a ich lokalna polityka prowadzi do tego by partia te wybory przegrała na tyle bezboleśnie, by oni zachowali swoje stanowiska na kolejną kadencję. Czasem, celem upozorowania „reform”, robi się roszady między tymi działaczami, bacząc jednak pilnie by się do nowych władz lokalnych bądź do nowego Sejmu broń Boże nie załapali jacyś nowi ludzie, a szczególnie młodsi, zdolniejsi i pracowitsi niż oni.

W okresach między wyborczych działacze ci nie robią nic, albo prawie, a zaraz po kolejnych wyborach zapadają w beztroski letarg, aż do następnego razu. Im na wygraniu wyborów bynajmniej nie zależy, bo zdobytej władzy trzeba bronić, a to już wymaga pracy i umiejętności, co jak doskonale wiedzą, nie jest ich najmocniejszą stroną. Oczywiście w Prawie i Sprawiedliwości jest multum bardzo wartościowych i nad wyraz pracowitych ludzi, ale oni sami nie uciągną, jeśli partia nie pozbędzie się działaczy hamulcowych…”, koniec cytatu.

Wiem, że po tym, co teraz powiem będę miał przerąbane na amen u "ortodoksyjnych pisowców" nierozumiejących pojęcia krytyki konstruktywnej,  ale po prostu muszę to powiedzieć, nim będzie za późno.

Otóż tym razem sytuacja jest odmienna, bo PIS wysoko wygrał  wybory. Tymbardziej za cholerę nie umiem zrozumieć, dlaczego Jarosław Kaczyński obsadził (musiał ?) kluczowe stanowiska w państwie właśnie opisanymi wyżej medialnie odstręczającymi matuzalami partyjnymi. Mam na myśli stanowiska: marszałka Sejmu, przewodniczącego Klubu Parlamentarnego PIS oraz ministra odpowiedzialnego za kontakty rządu z parlamentem w gabinecie Beaty Szydło, - jakby młodszych i zdolniejszych nie było.

Teraz PIS jest na fali i wszystko się udaje siłą bezwładności, a rzeczeni „ślizgacze” mogą pełnić swoje funkcje niezależnie od swych kompetencji i tego, co mówią oraz robią, bądź pozorują, że coś robią w ogóle.

Ale na dłuższą metę tak się nie da rządzić.

Dlatego przypominam, że to nie PIS wygrał wybory 2015 z przewagą sejmową, lecz PIS-owi te wybory wygrała Platforma, bo tak się szczęśliwie złożyło, że przed wyborami parlamentarnymi 2015 ludzie zobaczyli prawdziwe oblicze „zabójczczej dla Polski” partii Donalda Tuska i wielu Polaków z tegoż właśnie powodu na PIS zagłosowało.

Ale każdy kumaty wie, że post-komusza szajka tak łatwo nie odpuści i żeby się skutecznie oprzeć dywanowym nalotyom „totalnej opozycji” i efektywnie rządzić państwem nie doraźnie, lecz na długą metę, na czele pisowskiej władzy muszą stanąć ludzie młodzi i kompetentni, nadążający za nienotowanym dotąd w historii przyśpieszeniem rozwoju cywilizacji i posiadający  wizję rozwoju nowoczesnego państwa kompatybilną z dzisiejszymi realiami. Bo czas jest taki, że we władzach PIS nie ma już miejsca dla zainfekowanych starym myśleniem jajogłowych zgredów wahadłowych.

Podobno jesienią Jarosław Kaczyński ma przeprowadzić zmiany na kluczowych stanowiskach w Państwie, więc mam cichą nadzieję, że ktoś mu przy jakiejś okazji szepnie na ucho to, co dzisiaj napisałem.

A tę notkę piszę, dlatego, że staram się zawsze myśleć na rok albo dwa do przodu, zaś chyba nikt bardziej ode mnie nie chce, żeby Kaczyńskiemu się udało.

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki)

Post Scriptum

Jeśli tylko są środki finansowe, zapóźnienia natury technologiczno gospodarczej można nadrobić w ciągu jednej dekady, czego dowodem może być fakt, iż obecnie, pod względem konkurencyjności w Europie wyprzedzają nas tylko producenci niemieccy.

Znacznie gorzej natomiast przedstawia się sprawa „przestawiania się” na tak zwane „nowoczesne myślenie”, gdyż zmiany ludzkiej mentalności mają ogromną bezwładność, a co więcej, tempo tych zmian zależy od wieku generacji takim zmianom poddawanych.

Opierając się na własnych obserwacjach jestem skłonny zaryzykować tezę, że obecne pokolenie „50 Plus” jest już mentalnie niereformowalne, bądź reformowalne w stopniu poważnie ograniczonym.

Bowiem ludzie tej kategorii wiekowej nie są już w stanie dostosować do nienotowanego dotąd przyśpieszenia rozwoju cywilizacji, jakie nastąpiło w ostatnich dwudziestu latach i wciąż następuje. Wiek XXI staje się wiekiem elektroniki, komputeryzacji i telekomunikacji, a także ekspansji coraz bardziej doskonałych technik generowania, gromadzenia, przekształcania i udostępniania informacji, a zjawisko, jakim jest Internet nie ma precedensu w historii cywilizacji. I jak pisze profesor Akademii Górniczo Hutniczej Ryszard Tadeusiewicz w swojej książce pt. „Społeczność Internetu”, „nieomal z dnia na dzień pojawiła się w naszym życiu wszechobecna sieć informacyjna, obejmująca swym zasięgiem dosłownie cały świat, wnikająca do wszystkich instytucji rządowych, przedsiębiorstw, szkół i uczelni...”.

Te nowe warunki pociągają za sobą konieczność zmiany mentalności i przestawienia się na idące z duchem czasu nowoczesne myślenie, kompatybilne z tempem i specyfiką dokonujących się zmian. Niestety, wielu ukształtowanych w czasach przed-internetowych reprezentantów pokolenia „50 Plus”, nota bene zajmujących większość stanowisk kierowniczo-decyzyjnych w państwie, nie jest w stanie nadążyć za rozwojem współczesnego świata..

Najlepszym przykładem mogą być politycy starszej generacji, którzy, nie potrafią, bądź nie chcą korzystać z udogodnień Internetu, a ci, którzy próbują, w porównaniu z młodym pokoleniem czynią to niezdarnie i nieudacznie. W efekcie, nad tym, co młodzi ludzie załatwiają kilkunastoma kliknięciami, starsi ślęczą całymi dniami, najczęściej na darmo, gdyż wstydzą się spytać młodszych jak rozwiązać problem. Znam wielu polityków starszej generacji ze zdawałoby się ogromnym doświadczeniem, którzy, jeśli w ogóle potrafią, potrzebują pół godziny do napisania kilkuzdaniowego SMSa. Mógłbym przytoczyć setki podobnych przykładów.

Gorzej, większość polityków starszej generacji nie rozumie potrzeby jeżdżenia po świecie celem podnoszenia kwalifikacji, gdyż tkwią w świętym przekonaniu, że wszystko już wiedzą. A co jeszcze gorsze, nie rozumiejąc takiej konieczności, nie tylko nie „wypychają” w świat młodych kolegów, lecz nierzadko im to utrudniają.

Wiem, że zaraz spadną na mnie gromy, ale ktoś to musi w końcu powiedzieć. Otóż prawda jest taka, że znakomita większość polskich polityków starszej generacji, od dziesiątków lat nie wychylających nosa poza progi swoich biur poselskich nie zdaje sobie sprawy, że się kompletnie oderwała od otaczającego ich świata, że często szacowni posłowie nie mają bladego pojęcia, na jakim poziomie „robi się” obecnie światową politykę i jakich narzędzi do tego używa. Że wielu naszych polityków nie zdaje sobie sprawy, iż jako w ich mniemaniu wysokiej klasy specjaliści od czegoś tam, w realiach doby Internetu są nieporadni, jak dzieci we mgle.

Niestety stare nawyki, które są drugą naturą człowieka, jeśli w ogóle można, bardzo trudno zreformować. A nasi politycy starszej generacji codziennie, od lat chodzą, lub jeżdżą do pracy tą samą trasą, a tam, w tym samym od niepamiętnych czasów rytmie, każdy ich dzień jest niezmiennie taki sam – natomiast świat bezlitośnie ucieka do przodu. Bo nie rzadko, Sic! jedynym, co ich absorbuje naprawdę to spotkania towarzyskie przy okazji niepoliczonych nigdy mniej lub bardziej oficjalnych uroczystości, gdzie można coś przekąsić i miło pogadać. I choć w to trudno uwierzyć, takich imprez zdarza się im często więcej niż dni w kalendarzu, a znam rekordzistów, którzy potrafią takich jubli obskoczyć kilkanaście dziennie. Słowem, życie lżejsze od snu. Tak. Tak. Ich polityczne "doświadczenie" nabyte w czasach minionych już się zdezaktualizowało i jest w znakomitej większości przypadków psu na buty warte.

Zobacz galerię zdjęć:

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka