echo24 echo24
641
BLOG

Gaz łupkowy, wielki biznes i bałkańskie piękności!

echo24 echo24 Humor Obserwuj temat Obserwuj notkę 1


Oczarowany uśmiechem Melanii Trump przybyłej z Mężem do Polski, co tu dużo gadać także w sprawach biznesowych przypomniałem sobie pewną równie powabną bałkańską piękność, jaką miałem szczęście spotkać podczas wyprawy w interesach do Jugosławii na przełomie lat 70/80 ubiegłego wieku.

Opowiem Państwu tedy pewną historyjkę na czasie, bo podobnie jak Donald Trump od urodzenia miałem nieodpartą słabość do pięknych kobiet.

Jak zrobiłem doktorat utraciłem na pewien czas płynność finansową, lecz los sprawił, że w moje życie wkroczyła niejaka Szefowa, niezwykle przedsiębiorcza kobieta biznesu. Była to bynajmniej nieodrażająca dziewoja, która prócz niezwykłej urody miała jeszcze jedną nadzwyczajną cechę, a mianowicie iście nadprzyrodzoną zdolność robienia pieniędzy.

Pewnego dnia umówiła się ze mną na poważną rozmowę. W trakcie spotkania stwierdziła z wyrzutem, iż jej zdaniem taki facet i to z doktoratem nie może się marnować na jakiejś uczelni, bo jego właściwe miejsce jest w wielkim biznesie, a dokładniej w handlu. Szefowa w branży komercyjnej stała bardzo mocno, albowiem miała tak zwane układy bez przesady wszędzie, od księży proboszczów aż po sekretarzy partii. Jako wprawkę do mojej kariery handlowca zaproponowała wyprawę barterową na bazar w Belgradzie, gdzie metodą „towar za towar” miałem się w trzy dni wzbogacić o tyle, co na uczelni przez kilka lat z rzędu.

Ponieważ była modelową krakowską bigotką i strasznie się bała plotek w towarzystwie, dobrała do tej akcji mojego kolegę pracującego w Polskiej Akademii Nauk. Tadziu, bo tak miał na imię, był mężczyzną tyle samo przystojnym, co strasznie leniwym, znanym na mieście z tego, iż często się chwalił, że czasem specjalnie wcześniej rano wstaje, żeby dłużej nic nie robić.

Szefowa zdecydowała, że skoro mamy wystąpić w roli biznesmenów musimy wyglądać jak ludzie. Wzięła nas tedy do Bielska, ówczesnego zagłębia branży włókienniczej. Tam po znajomości, w sklepie zakładowym, zakupiła kupon cajgowego płótna w czarno-białe paski, z czego nam potem uszyła garnitury, w których wyglądaliśmy, bez cienia przesady, jak bliscy zausznicy Don Vito Corleone z pewnego kultowego gangsterskiego filmu.

Jak się przejrzałem w lustrze w nowym uniformie, chciałem się z miejsca wycofać z planowanej akcji, lecz grzechu warta Szefowa przekonała mnie w końcu do owej wyprawy jednym z dziesięciu punktów biznes planu, który przewidywał, że jak już będziemy na miejscu, to sobie na spółkę weźmiemy łóżeczko, a ja wtedy jeszcze nie miałem pojęcia, co miała na myśli.

Następnie wspólnie z Tadziem, powierzyliśmy Szefowej życiowy majątek, za co zakupiła towar na wymianę, a dokładniej mówiąc parę kilo pieprzu, karton kremu NIVEA i biseptol luzem. Potem nas spakowała i następnego dnia ruszyliśmy pociągiem nad Adriatyk.
W Belgradzie zamieszkaliśmy w prawdziwych luksusach u bynajmniej nieodrażającej kumpelki Szefowej o imieniu Beca, jak się okazało córki jakiegoś ministra i bliskiego zausznika prezydenta Tito. Jak dziś pamiętam, w przepięknych apartamentach owej rezydencji w każdym pokoju był wytworny barek pełen szlachetnych trunków, jakie w Polsce widziałem jedynie w peweksie.

Wieczorem, kiedy Szefowa układała z Tadziem plan handlowej akcji, ja się zaprzyjaźniłem z Becą, a po którejś z kolei szklaneczce kompletnie zapomniałem, po co przyjechałem na Bałkany.

Następnego ranka miał się zacząć handel, a Szefowa zdradziła wreszcie szczegóły planowanej akcji. Wówczas zrozumiałem, w jaki kanał się wpuściłem. Otóż owe łóżeczko, na którym, jak naiwnie myślałem, miałem pokosztować uroków ciała przepięknej Szefowej, okazało się łóżkiem, jakie się wynajmuje na miejskim bazarze, by na nim wystawić przywieziony towar. Wychowany w tradycji pogardy dla handlu, dotkliwie upokorzony, udałem ból głowy i zostałem w domu.

Wieczorem Tadziu z Szefową wrócili z bazaru szczęśliwi, bowiem nie tylko sprzedali towar, ale go zamienili na zestaw produktów, na których mieli w Polsce zarobić majątek. Zakupili, bowiem od jakiegoś Turka kilka kilogramów idących jak woda klipsów do obcinania paznokci, na co Szefowa miała gęstą sieć odbiorców w połowie Małopolski i całym rzeszowskim.

A Szefowa widząc, że nadal beztrosko gaworzę z przeuroczą córeczką ministra, spojrzała na mnie wzgardliwie i skonstatowała: - Wiesz, co Pasierbiewicz, ty jesteś po prostu dupa nie biznesmen…, koniec opowieści.

A teraz wróćmy do wizyty prezydenta Trumpa i kontraktu na zakup amerykańskiego gazu łupkowego. Powiem krótko. Jestem geologiem, więc z bijącym sercem wyrażam nadzieję, że polscy negocjatorzy rzeczonego kontraktu to prawdziwi fachowcy. Bo, "business is business" i, jeśli nie daj Boże będą to uniwersyteccy eksperci z tytułami profesora, to z całym szacunkiem wynik tej biznesowej transakcji może być taki sam, jak efekt mojej wyprawy na Półwysep Bałkański.

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki, niezawisły bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla państwa, w którym żyje)


echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości