echo24 echo24
1423
BLOG

Przyjazna i łącząca ludzi saga z morałem na 8 marca 2017

echo24 echo24 Święta, rocznice Obserwuj temat Obserwuj notkę 45


Motta muzyczne:https://www.youtube.com/watch?v=hCUgkUUufBo

oraz

https://www.youtube.com/watch?v=79xklyad24E

Jutro, w Dzień Kobiet, 8 marca 2017, w Warszawie ma być gorąco –vide:

http://warszawa.naszemiasto.pl/artykul/miedzynarodowy-strajk-kobiet-8-marca-warszawa-ma-byc,4023126,artgal,t,id,tm.html .

Bowiem, jak podaje portal „Wiadomości. Nasze Miasto. Warszawa”, w związku z wydarzeniami politycznymi, które miały miejsce w ostatnim czasie, kobiety chcą wyjść na ulice i zademonstrować swoje niezadowolenie.

Ponieważ Panie szykujące się do jutrzejszych protestów są w nad wyraz bojowych nastrojach, co po części rozumiem, celem rozluźnienia wojennej atmosfery postanowiłem przypomnieć fragment z mojej pogodnej i przyjaznej ludziom książki wspomnieniowej pt. „Podaj hasło! A mówiąc dokładniej rozdział traktujący o tym, że ci wstrętni mężczyźni, w tym przypadku wszystkiemu winni pisowcy, jak śpiewała Danuta Rinn „orły, sokoły, herosy, nerwusy i histerycy, bojownicy spraw ogromnych, owładnięci ideami o znaczeniu wiekopomnym, protoplaści czynów większych” bez kobiet są tylko puchem marnym, - aczkolwiek chciałbym także odgrzać i zadedykować rewolucjonistkom z Platformy i Nowoczesnej niezapomniane słowa piosenki śpiewanej przez Nataszę Zylską z Januszem Gniatkowskim”: „Kobieto, kobieto, gdy zrobić coś chcesz, nie wahasz się użyć podstępu i łez….” – vide motta muzyczne poprzedzające notkę.

A teraz do rzeczy.

O tym, co widmo strachu przed rozsierdzoną kobietą może zrobić z mężczyznami niech Was przekona ta oto przysięgam prawdziwa opowieść.

Moja pierwsza żona Grażka, przepiękna, długonoga, rasowa blondynka, jedna z topowych modelek lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku posiadała niezwyczajną cechę, jaka w świecie mody jest wielką rzadkością. Bowiem ta adorowana modelka była niewymownie skromną, ciepłą i kochającą dom rodzinny gospodynią utrzymującą nasze mieszkanko w iście sterylnym porządku.

Pewnego roku, przed Wielkanocą, z wiosennym zapałem rozpoczęła obrządek świątecznych porządków. A że z domu wyniosła bezdyskusyjne przekonanie, iż najlepsza sprzątaczka jej w tym nie dorówna, sama umyła okna, wyprała firanki, wytrzepała dywany, wypastowała podłogi i zostawiwszy mieszkanie bez jednego pyłku udała się do rodzinnej Łodzi, skąd miała nazajutrz przywieźć od troskliwych teściów świąteczne smakołyki domowej roboty.

Nazajutrz, osamotniony przez małżonkę, udałem się tradycyjnie z przyjaciółmi na świąteczne jajko do znanej krakowskiej knajpy w hotelu „Pollera”, gdzie odbywały się uroczyste i przesympatyczne spotkania w gronie niezwaśnionych jeszcze wtenczas politycznie przyjaciół, w większości ludzi nauki, sztuki i palestry, którą to tradycję zapoczątkowali z końcem lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku znani w Krakowie bliźniacy Wacek i Leszek Janiccy, sztandarowi aktorzy Teatru Cricot2 Tadeusza kantora, a także bracia Kliemlicze z Potopu Jerzego Hoffmana.

W radosnej atmosferze czasu Wielkiej Nocy, w wirze żarliwych rozmów, plotek i dowcipów, ktoś nadto rozochocony zamówił z rozpędu o jedną flaszkę więcej niż zwykle, co wprowadziło wszystkich w tak szampański nastrój, iż towarzystwo zapomniało na śmierć, że czas płynie. Kelner jednak nalegał, że czas zamknąć knajpę, a ja, rozochocony nastrojem świątecznym, w myśl starej ułańskiej zasady, że "żyje się raz" obwieściłem zebranym, iż nie ma, co przerywać tak miło rozpoczętej świątecznej birbantki i zapraszam wszystkich do domu na małą wódeczkę.

Zakupiwszy w po drodze kilka flaszek żytniej, grono szacownych gości opadło jak szarańcza na świeżo wysprzątane przez Grażkę mieszkanko. Przez szacunek dla pracy solidnej małżonki poprosiłem gości, by zdjęli w przedpokoju obuwie, co jak się już niebawem Państwo przekonacie, miało kluczowe znaczenie dla puenty mojej opowieści. Utytułowane naukowo panie rozgościły się w kuchni gdzie przygotowały wymyślne zakąski z tego, co znalazły w lodówce, zaś nie mniej uznani uczeni jagiellońscy i wykładowcy Akademii sztuk Pięknych zasiedli w salonie, z powodu braku miejsca na kremowym dywanie. Bankiet rozwijał się z siłą huraganu. A, że szpulowy magnetofon przeraźliwie rzęził obecny na imprezie Andrzej Sikorowski, który wtedy rozkręcał swój kabaret „Pod Budą”, złapał za gitarę i począł przygrywać z grecka, bo właśnie się zadurzył w swojej przyszłej małżonce Greczynce. Spontaniczna Zorba w wydaniu podwawelskim i żarliwe dyskusje z papierosem w ustach zmieniły w mgnieniu oka wysprzątany salon w ruinę przypominającą Hiroszimę po wybuchu bomby atomowej. A odlot był tak spontaniczny, iż nie było już siły żeby go powstrzymać.

Nagle, ogarnięty paniką przypomniałem sobie, że za pół godziny, pociągiem osobowym Łódź Kaliska – Kraków wraca do domu Grażka. Ogarnięty trwogą począłem w popłochu zbierać myśli, jak przy najmniejszych stratach wprowadzić do domu troskliwą małżonkę. A zakładając możliwość przyjazdu milicji, z którą jako niepokorny dysydent miałem poważnie na pieńku, przed wyjściem na dworzec ustaliłem z gośćmi, że drzwi mają otwierać wyłącznie na hasło, pamiętam do dzisiaj „zielony ogórek”. 

W drodze na dworzec miejski zakupiłem kwiatki, a w jakiejś cudem boskim złapanej taksówce błagałem Wszechmogącego by pociąg nie dojechał, bądź się, chociaż z dwie godziny spóźnił. Niestety Bóg nie wysłuchał mojego błagania, a ja, oblałem się zimnym potem na widok wytaczającej się z trudem z zatłoczonego pociągu objuczonej jak wielbłąd małżonki, po której było widać na pierwszy rzut oka, że jedno, o czym marzy, to żeby się już znaleźć w swoim wysprzątanym mieszkanku. Gdy zrozumiałem, że wtopa jest nieunikniona zadecydowałem, że nie ma, co kombinować i wyznałem małżonce prawdę, iż mamy właśnie w domu kilku miłych gości. Ale zmęczona Grażka uznała to desperackie i szczere wyznanie za głupawy przedświąteczny żarcik i mimo wielokrotnych zapewnień, że to prawda, nie słuchając, co mówię marzyła, żeby się wreszcie znaleźć w domowych pieleszach.

Swój błąd pojęła dopiero na klatce schodowej, kiedy z czwartego piętra dotarły do niej pierwsze odgłosy bankietu. Wtenczas zagotowała i wiedziona dziką furią dostała jakiegoś nadludzkiego kopa i im wyżej tym chyżej, skacząc jak antylopa po stromych schodach w kilkanaście sekund dotarła pod drzwi naszego mieszkania, zza których dobiegały odgłosy szczytującej przedświątecznej balangi. Rozjuszona Grażka rzuciła się z pięściami na drzwi. Muzyka raptownie ucichła, a po dłuższej chwili, z przedpokoju dał się słyszeć, znany z „Umarłej Klasy” głos Ewy Janickiej oznajmiający bezdusznie: - PODAJ HASŁO!!!

I wtenczas, choć może się to wydać nieprawdopodobnym, jakąś tajemną siłą szał mojej małżonki przemienił się w magiczną moc, jaką mają ludzie potrafiący wzrokiem wyginać łyżeczki i - drzwi się otwarły. Przed oczami Grażki rozpostarł się katastroficzny krajobraz po bitwie. Na odświeżonych meblach walały się w nieładzie butelki i szklanki, a w wyczyszczony dywan ktoś wdeptał świąteczne zakąski. I na domiar złego wszędzie ścielił się popiół, bo w wirze zabawy zapomniałem gościom podać popielniczki.

Grażkę wyprostowało i zastygła w złowróżbnym bezruchu. Widząc, że żartów nie ma goście w grobowej ciszy rzucili się do ucieczki. Był jednak pewien szkopuł, bowiem chcąc zabrać buty, musieli podejść do tego posągu. W tej dramatycznej sytuacji dwóch ówczesnych docentów, obecnie wielce szanowanych profesorów Jagiellońskiej Wszechnicy, nie bacząc na koszta zwiało na bosaka. A pewien znany dzisiaj prawnik, którego oglądacie Państwo często w telewizji, uciekł włożywszy buty pewnego artysty, uwaga! - o trzy numery za małe!, odkrywszy pomyłkę dopiero pod domem, gdy sobie obtarł pięty aż do żywej kości.

A co było, kiedy goście zwiali, domyślcie się Państwo sami. Mogę tylko powiedzieć, że do dzisiaj czuję zapach parafiny, gdy nazajutrz o świcie, zanim Grażka wstała, walcząc z namolnym pawiem czołgałem się po dywanie z gorącym żelazkiem i papierem toaletowym w ręku próbując wywabić plamy z bankietowych świeczek. Aż do Wielkiej Soboty moja piękna żona zawzięcie milczała, a ja udawałem, że mnie niema. Przedświątecznego wieczora Grażka jednak pękła i zaczęła smażyć przywiezione od teściów pierogi domowej roboty. Po czym warknęła pod nosem: – Kolacja na stole!

Gdyśmy siedzieli w milczeniu nad wystygłymi pierogami zapytałem Grażkę z głupia frant, czy mnie jeszcze kocha po tym, co przeskrobałem? Na co się moja małżonka rozbeczała i zanosząc się szlochem, na ściśniętym gardle wydusiła z siebie: – Wiesz dobrze, że cię kocham, ale jak już musiałeś kretynie sprowadzić do domu tę hołotę, to mogłeś, chociaż dywany pozwijać.

Wtedy ją przytuliłem do serca i tak już zostało aż pogasły światła, jak śpiewał raper Peja w swej piosence pt. „Ciemno już, noc nadchodzi głucha” - https://www.youtube.com/watch?v=61WiM_o_dcc..., koniec opowieści.

W nadziei, że ta pouczająca i łagodząca wzajemne niechęci opowieść złagodzi nieprzyjazne nowej władzy nastroje jutrzejszych demonstrantek, w przeddzień Święta Kobiet wszystkim bez wyjątku Paniom, niezależnie od ich poglądów ideologicznych i sympatii politycznych życzę wszystkiego, co najpiękniejsze i najlepsze!

Krzysztof Pasierbiewicz (birbant i szaławiła lat siedemdziesiątych)

Post Scriptum

Notka już wisi w czołówce strony głównej Salonu24 prawie cztery godziny, zainteresowanie prawie żadne i dodano raptem sześć banalnych komentarzy, w tym jeden deprecjonujący notkę dodany przez zadaniowego trolla. Więc wychodzi na to, że polskie kobiety nie są zainteresowane tekstem, w którego tytule jest wzmianka o „sadze przyjaznej i łączącej ludzi”.

I jestem prawie pewien, że jakby tytuł notki opluwał, ośmieszał, bądź dołował kobiety będące za, lub przeciw jutrzejszemu protestowi byłoby już dziesięciokrotnie więcej wejść, a w komentarzach leciałyby iskry.

Z tego wniosek, że polskie kobiety zgody nie chcą nawet w przeddzień ich święta, a to, co kiedyś napisałem żartobliwie, iż „politycy doprowadzili naród do choroby umysłowej zamieniwszy Polskę w jeden wielki dom wariatów, od lewa, przez środek, do prawa, co dowodzi niezbicie, że Polska weszła już w ostatnie stadium paranoidalnej schizofrenii zrodzonej z maniakalnej nienawiści wszystkich do wszystkich, za czym jest już tylko czarna dziura” wcale nie było żartem, tylko właśnie na naszych oczach spełniającym się proroctwem.

Trudno będzie coś dobrego zrobić w takiej Polsce.



echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura