echo24 echo24
2462
BLOG

Ni pies, ni wydra, słowem zdegenerowany twór bez rodowodu

echo24 echo24 Polityka Obserwuj notkę 0

Pisane w Nowy Rok 2017

Wczoraj wierna czytelniczka mojego blogu przekazała mi na FB wiadomość, cytuję: „Panie Krzysztofie. Podaję namiary na cenny artykuł wg mnie bardzo ważny i spójny z Pana poglądami”, koniec cytatu.

Powyższa wiadomość kieruje czytelnika do opublikowanego na portalu Niezależna.pl artykułu pt. „Prof. Zdzisław Krasnodębski. System III RP się nie domknął”vide: http://niezalezna.pl/91473-prof-zdzislaw-krasnodebski-system-iii-rp-sie-nie-domknal, będącego zapisem rozmowy profesora Krasnodębskiego z Wojciechem Muchą dla „Gazety Polskiej Codziennie”.

Po lekturze tego wywiadu rzeczywiście uświadomiłem sobie zadziwiającą zbieżność myśli prof. Krasnodębskiego z tym, co napisałem już w styczniu 2011 w notce pt. „Nabrani przez redaktora” – vide: http://salonowcy.salon24.pl/271686,nabrani-przez-redaktora, do której ustosunkował się wówczas sam prezes Jarosław Kaczyński w skierowanym do mnie liście urzędowym (Syg. BP-S-779/10), którego pierwsze zdanie brzmiało, cytuję: „Dziękuję za przesłanie mi tekstu, z którym zapoznałem się z wielkim zainteresowaniem, i co więcej, z poczuciem czegoś, co można określić, jako współmyślenie.”, koniec cytatu.

Jednakże wypowiedź prof. Krasnodębskiego jest wyartykułowana w tonie eufemistycznym, gdyż pan profesor, jako eurodeputowany Parlamentu Europejskiego jest politykiem niemogącym sobie pozwolić na nazywanie rzeczy po imieniu. Ale ja, jako bloger mogę to zrobić. Dlatego też pozwolę sobie wybrane fragmenty z wywiadu prof. Krasnodębskiego (oznaczone w tekście kolorem niebieskim) doprawić nieco pikantniejszymi cytatami ze wspomnianego wyżej tekstu mojego autorstwa pt. „Nabrani przez redaktora” (oznaczonymi w tekście kolorem sepii).

W. Mucha  Czyli i tu mamy ciągłość idei i konfliktu?
Z. Krasnodębski  To, co się mówi o sporze trzeciego pokolenia AK z trzecim pokoleniem UB jest trafnym określeniem. Ci ludzie bronią często swoich rodziców, swoich dziadków, ich postaw i wyborów.

K. Pasierbiewicz  Jak starsi pamiętają, a młodsi niestety już nie, gdyż nie mieli się skąd o tym dowiedzieć, w latach powojennych (40/50) komuniści dokonali bardzo sprytnej socjologicznej sztuczki. Z zacofanej i zabiedzonej prowincji, piszę prowincji, a nie ze wsi, by prawdziwych polskich chłopów uhonorować, przerzucono wtedy do miast rzesze prostych i niewykształconych ludzi. Brano głównie tych „nijakich” i bez charakteru.

W miastach, w pobliżu zakładów przemysłowych, pobudowano dla nich nowe dzielnice, a w nich bloki, które im się zdały pałacami. Potem im umożliwiono zrobienie zaocznej matury, co oni uznali za awans społeczny. Ci właśnie ludzie, z grubsza okrzesani w hotelach robotniczych przepoczwarzyli się z czasem w coś w rodzaju „przyzakładowych wierchuszek”. Słowem ni pies, ni wydra, albo, jak kto woli zdegenerowany twór bez rodowodu. Jednocześnie komunistyczna propaganda przypominała im bezustannie, że swój awans zawdzięczają dbającej o ich interesy władzy ludowej, co się w ich świadomości zakodowało na trwałe w formie ślepej wdzięczności dla komuny. To ci właśnie ludzie stanowili służący wiernie stalinowskiemu reżimowi pierwszy rzut zasilający szeregi PZPR, milicji i urzędu bezpieczeństwa.

W następnym pokoleniu (60/70), ich dzieci pokończyły już częściowo studia tworząc grupę „nowej inteligencji”, drastycznie odmiennej kulturowo od ideałów inteligencji „starej” wywodzącej się z czasów przedwojennych. Tu skłaniałbym się ku zastąpieniu terminu „nowa inteligencja” określeniem „klasa ludzi wykształconych w pierwszym pokoleniu”. Ta grupa społeczna od inteligencji „starej” różniła się głównie tym, iż nie wyniosła z domu praktycznie żadnych głębszych wartości. I choć nieźle wykształcona zawodowo, nie miała świadomości, bądź jej nie dopuszczała, iż jest genetycznie skażona piętnem służalczej wdzięczności wobec komunistów, którzy umożliwili ich ojcom społeczny awans. Myślę, że to ci właśnie ludzie poparli, a jeszcze żyjący nadal popierają wprowadzenie stanu wojennego traktując generała Wojciecha Jaruzelskiego, jako męża stanu. I w pewnym sensie nie można ich za to winić, gdyż tak ich po prostu wychowano.

W. Mucha Mówił pan w 2013 r., że obecny system jest gorszy niż całej III RP. Że „atrofia krytycznej debaty powoduje, iż polityka bezrefleksyjnej modernizacji rozumianej tylko, jako wzrost gospodarczy postępuje jeszcze szybciej”. Czy to się zmieni? Teraz też nie ma żadnej debaty. PiS rządzi rok, a tekstów publicystycznych dotykających sedna sprawy jest jak na lekarstwo. Królują te, które mają utrzymać elektoraty w stanie gotowości.
Z. Krasnodębski Niestety głęboki konflikt ostatnich dziesięciu lat sprawił, że tak się stało. Legitymizacja władzy PO polegała na tym, że wzmacniano przekonanie pewnych ludzi, iż to właśnie oni są przeznaczeni do władzy i dobrobytu oraz że PiS nie może nigdy dojść do władzy, że największa partia opozycyjna nie ma prawa wygrać. Jednocześnie mówili: „jak będziecie mieli większość, to sobie przegłosujecie”. I po 2010 r. niemal całkowicie wyparto z oficjalnej sfery publicznej naszą stronę.
K. Pasierbiewicz Po upadku komuny wydawało się przez moment, że nastąpi odrodzenie prawdziwych polskich elit. Otóż nic bardziej złudnego, gdyż proces ten skutecznie storpedowali zbałamuceni przez naczelnego Gazety Wyborczej wnukowie tych, których w latach 40/50 przesiedlono do miast.

W tym przypadku, ten genetycznie służalczy, tym razem wobec post-komuny, materiał ludzki został wykorzystany, trzeba przyznać genialnie, przez owego redaktora wówczas poczytnej Gazety. Mechanizm był identyczny jak w okresie powojennym, czyli utwierdzenie ludzi w poczuciu społecznego awansu, a mechanizm psychologiczny tej chytrej sztuczki jest następujący.

Otóż, jeśli garbatemu powiedzieć, że się prosto trzyma, to, choć wie, że tak nie jest, chętnie w to uwierzy. Jeśli szarej myszce ktoś powie, że wygląda jak hollywoodzka gwiazda też się nie oprze pokusie dania wiary tej oczywistej nieprawdzie. Podobnych przykładów można mnożyć wiele.

Zatem, o ile sztuczka z „awansem społecznym prim” (tata 40/50) polegała na utwierdzeniu prostych i niewykształconych ludzi w przekonaniu, że przynależą do lepszej od reszty społeczeństwa awangardy władzy ludowej, to trik z „awansem społecznym bis” (po upadku komuny) polegał na utwierdzeniu ich już z grubsza okrzesanych i lepiej wykształconych wnuków w poczuciu, iż przynależą do grupy światlejszych i bardziej od reszty społeczeństwa postępowych ELIT. W pierwszym przypadku wykorzystano ciemnotę i niedouczenie, w drugim zaś próżność, pychę i kompleksy ludzi, których na swój prywatny użytek nazywam „intelektualnie nowobogackimi”.

Bezsprzecznie sprytny redaktor wspomnianej Gazety doskonale znał odbierającą rozum magiczną moc utwierdzenia „nowobogackiego inteligenta” w przekonaniu o przynależności do krajowej elity. Pan redaktor wiedział, że jak takiemu powie, iż przynależy do crême de la crême III Rzeczypospolitej, to on nie dość, że w to głęboko uwierzy, to jeszcze będzie owego społecznego awansu (bis) bezkrytycznie bronił do ostatniej kropli krwi. Więcej, w obawie przed utratą nowego statusu wyróżniającego go ponad resztę „ciemnego” społeczeństwa, taki delikwent zrobi dosłownie wszystko, byle się świat nie dowiedział, co sobą reprezentuje naprawdę. I tu moim zdaniem leży tajemnica irracjonalnie wysokich ośmioletnich notowań Platformy Obywatelskiej, popieranej w znakomitej większości przez takich właśnie ludzi. Popierających bezkrytycznie, w obawie, że ewentualny upadek tej partii grozi weryfikacją elit, co dla nich oznaczałoby możliwość utraty ich awansu społecznego (bis).

W. Mucha Mówili wręcz: „Wyginiecie jak dinozaury”. Chyba doszli do wniosku, że „system się domknął”.
Z. Krasnodębski  Właśnie, dlatego powstały wtedy drugi obieg i nowe społeczeństwo obywatelskie, ukonstytuowała się wspomniana już konfederacja. Oni zaś tego nie zauważali, a przynajmniej starali się nie dostrzegać. Wychowali młode pokolenie swoich polityków, działaczy i sympatyków we wspomnianym przekonaniu o przeznaczeniu do dobrobytu i władzy. Stąd ich szok po przegranych wyborach. Myślę, że np. Krystyna Janda czy Agnieszka Holland naprawdę wierzyły, że „tak już będzie zawsze”. To musiało być traumatyczne przeżycie. Negatywnym, choć być może nieuniknionym, skutkiem tego całego procesu była swoista militaryzacja dyskursu publicznego. W reakcji na brutalne ataki, na propagandę nasza strona odpowiedziała tym samym.
K. Pasierbiewicz Tu jednak pragnę dobitnie zaznaczyć, że tych ludzi nie należy, broń Boże, społecznie dyskryminować. Jest to grupa niekwestionowanej inteligencji. Trzeba im tylko uświadomić, jak im zawrócono w głowach. Że dali się nabrać wspomnianemu redaktorowi, iż przynależą do grupy społecznej, która jest bardziej światła, więc de facto lepsza niż reszta „obciachowej ciemnoty”.

Ważną tedy rolą mediów jest wytłumaczenie im, że choć w większości przypadków towarzysko ogładzeni i całkiem nieźle wykształceni, stanowią wszakże grupę inteligencji szeregowej, której daleko do prawdziwych elit. Więcej, trzeba ich przekonać, że utrata bądź wyrzeczenie się ich nieuprawnionego statusu to nie żadna klęska, ale wręcz przeciwnie, powrót na sprawiedliwie im przynależny szczebel w hierarchii społecznej. Że jeśli się z tym pogodzą, staną się bardziej autentyczni, a co za tym idzie bardziej wiarygodni. Że nie będą się już musieli bać o utratę nienależnego statusu. Że nie będą już musieli brnąć w zakłamanie. No i co najważniejsze, będzie im wtedy łatwiej się porozumieć z resztą społeczeństwa, że staną się znowu częścią narodowej wspólnoty.

Dlatego uczciwi publicyści powinni obecnie obnażyć kompleksy, zakłamanie, płytkość ideową i pretensjonalność "elit" III RP. Uważam, że obecnie naczelnym zadaniem rzetelnych dziennikarzy, zarówno tych z prawej, jak i z lewej strony jest demaskowanie, wszystkimi możliwymi sposobami rzeczywistej jakości tego pazernego na władzę towarzystwa wzajemnego zachwytu nad samymi sobą. Trzeba bezlitośnie obnażać ich prawdziwy rodowód, mierny poziom, zakłamanie, miałkość ideową i bezprzykładną hipokryzję. Bezlitośnie i konsekwentnie demaskować, ale, co bardzo ważne, bez agresji, starając się unikać nadmiernego patosu i nut martyrologicznych, co bardzo drażni i zniechęca młodych.

Wciąż wmawia się ludziom, że to Kaczyńscy podzielili Polaków.

Nic bardziej pokrętnie kłamliwego. Dlatego rzetelni dziennikarze powinni uparcie przypominać, że Polaków podzielił już w roku 1995 redaktor naczelny wpływowej Gazety wraz z pewnym miłośnikiem białowieskich żubrów. To wtedy Polska pękła na pół, rozpadając się na „lewacko” post-komunistyczną i „prawicowo” patriotyczno-solidarnościową, a resztki prawdziwej inteligencji udały się na emigrację wewnętrzną, na której pozostają do dzisiaj...

To tyle cytatów.

Zaś w wolej Polsce nowy rok się budzi. Ludzie się radują spacerując w styczniowym słoneczku całymi rodzinami! A oni, skoro tak chcą, niech sobie siedzą w okupowanym Sejmie sami.

I jeszcze noworoczne życzenia.

Długo się zastanawiałem, co Państwu z tej okazji powiedzieć. Aż sobie pomyślałem, iż odnosząc się do wspomnianego na wstępie listu, który ongiś do mnie napisał pan Prezes, najlepszym na potrzebę chwili życzeniem dla wszystkich uczciwych  Polaków będzie, by ich w trosce o Ojczyznę naszych marzeń na trwałe złączyło „współmyślenie”, - jak się w owym liście Jarosław Kaczyński wyraził.

Krzysztof Pasierbiewicz (Akademicki Klub Obywatelski (AKO) im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Krakowie)

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka