Motto:
Oni Dudzie nie odpuszczą, bo nie są w stanie znieść, że ich uczeń zrobił większą karierę od "mistrzów".
A więc tu chodzi nie tylko o utratę władzy,
ale o urażoną ambicję zawodową i podrażnioną manię wielkości.
Czy przesadzam?
Czas pokaże.
Mam jednak nadzieję, że naród nie da na to zgody.
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki)
Szerzej na ten temat:
Ludzie! Nie zmarnujcie tej szansy
http://salonowcy.salon24.pl/684382,ludzie-nie-zmarnujcie-tej-szansy
Różowy matecznik
http://salonowcy.salon24.pl/683996,rozowy-matecznik
Post Scriptum
A teraz opowiem pewną przysięgam autentyczną historyjkę z morałem z krakowskiego prawniczego podwórka.
Na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku ubecja postanowiła mnie wykończyć przy pomocy Kolegium ds. Wykroczeń. Jednakże, gdy ilość orzeczeń kolegium zaczęła mi zagrażać wyrzuceniem z pracy na AHG, gdzie pracowałem na etacie naukowo dydaktycznym stawiając mnie w jednym rzędzie z recydywistami postanowili mi pomóc krakowscy prawnicy.
Sprawę wziął w swoje ręce prawdziwy tuz tamtych czasów Stanisław Warcholik, ówczesny dziekan Izby Adwokackiej.
Po serii narad strategicznych postanowiono wykonać w Kolegium coś w rodzaju wejścia smoka, w oparciu, o jak się zdawało, niepodważalne zeznania świadków obrony wyselekcjonowanych starannie z grona najbardziej szanowanych lokalnych prawników.
Na kolejnej 76-tej rozprawie, miałem, więc mieć za świadków, oprócz dziekana krakowskiej Izby Adwokackiej, takich oligarchów ówczesnej palestry jak nad-mecenas od spraw karno kryminalnych, śp. profesor Karol Buczyński, znany cywilista, śp. profesor Franciszek Studnicki i jeszcze na dobitkę wzięto ówczesnego szefa Instytutu Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych prof. Marka Waldenberga. Wszyscy, a jakże by inaczej, z Jagiellońskiej Wszechnicy.
Zgodnie z naszym scenariuszem, broniący mnie za darmo adwokat śp. mecenas Parzyński poprosił wysokie Kolegium, żeby przesłuchało zgłoszonych świadków obrony. Na to przewodniczący składu orzekającego obrzucił moich świadków wzgardliwym spojrzeniem i odpowiedział, że, cytuję: „nie obchodzą go zeznania przygodnych obywateli zebranych z ulicy”.
Tego mecenas Buczyński nie był w stanie zdzierżyć i zgłosił formalny protest, na co przewodniczący kolegium nakazał moim świadkom opuszczenie sali. A gdy się zaczęli sprzeciwiać poprawił się w siodle i władczym tonem zagroził, że jeśli natychmiast nie wyjdą zawezwie milicję.
I wtenczas nastąpiła rzecz niewiarygodna. Otóż moi świadkowie, profesorowie prawa i mężowie stanu, przywykli do brylowania w najznamienitszych świątyniach Palestry, jak tylko władza pogroziła paluszkiem podwinęli pod siebie ogony, zbili się w stadko przestraszonych ludzi i bez szemrania opuścili salę, jak grupa niesfornych uczniów wyrzuconych z lekcji, - a mnie wymierzono karę w najwyższym wymiarze…, koniec opowieści.
A więc, jak widać tacy są ci prawnicy silni tylko w gębie i w grupie, zaś nowa władza powinna z tej historyjki wybiągnąć stosowne wnioski.
Post Post Post Scriptum
A tu czym rzeczywiście jest partia niejakiego Petru:
Komentarze