echo24 echo24
934
BLOG

Wolne wybory, ino że nie bardzo

echo24 echo24 Polityka Obserwuj notkę 36

 

 

Moja córka jedynaczka była nad wyraz niesfornym dzieckiem. Pamiętam jak kiedyś kolega się przebrał za Świętego Mikołaja i zapytał moją ukochaną Julkę, czy jest grzeczna w przedszkolu, a ona odpowiedziała w krakowskim dialekcie: „Julcia jest grzeczna w przedszkolu, ino, że nie bardzo”. 

A teraz do rzeczy.

Ciągle słyszę w telewizji, że już jesteśmy suwerennym, demokratycznym państwem, czego najlepszym przykładem są demokratyczne i wolne wybory.

Dla mnie zaś wolne wybory to takie, że obywatel może zagłosować zgodnie z własną wolą, lecz również może bez żadnych konsekwencji ujawnić swój wybór i bez obaw o tym mówić, zarówno w rozmowach prywatnych, jak publicznych.

Więc prześledźmy jak to z tymi wyborami było.

Jak starsi pamiętają, a młodsi niestety już nie, gdyż nie mieli się skąd o tym dowiedzieć, w latach powojennych (lata 40/50) komuniści dokonali bardzo sprytnej socjologicznej sztuczki. Z zacofanej i zabiedzonej prowincji przerzucono wtedy do miast rzesze prostych i nie wykształconych ludzi. Brano głównie tych bez kręgosłupa, gdyż prawdziwy chłop ziemi nie opuści.  

W miastach pobudowano dla nich bloki z wielkiej płyty, które im się zdały pałacami. Potem im umożliwiono zrobienie zaocznej matury, co oni uznali za awans społeczny. Ci właśnie ludzie, z grubsza okrzesani w hotelach robotniczych przepoczwarzyli się z czasem w coś w rodzaju „przyzakładowych wierchuszek”. Słowem ni pies, ni wydra, albo, jak kto woli zdegenerowany twór bez rodowodu. Jednocześnie komunistyczna propaganda przypominała im bezustannie, że swój awans zawdzięczają dbającej o ich interesy władzy ludowej, co się w ich świadomości zakodowało na trwałe w formie ślepej wdzięczności dla komuny.  

To ci właśnie ludzie  stanowili służący wiernie stalinowskiemu reżimowi pierwszy rzut zasilający szeregi PZPR, milicji i urzędu bezpieczeństwa, którego sztab stanowili oficerowie pochodzenia żydowskiego. Oczywiście ludzie ci głosowali na komunistów, a głosowali tak, albo z „poczucia wdzięczności” (ci głupsi) albo ze strachu (ci odrobinę mądrzejsi), gdyż zdawali sobie sprawę, że gdyby wyszło na jaw, iż głosowali wbrew woli władzy byliby praktycznie skończeni, bo za sprzeniewierzenie wyborcze groziło wtedy więzienie, o ile nie gorzej.

W następnym pokoleniu (lata 60/70), ich dzieci pokończyły już częściowo studia tworząc grupę „nowej inteligencji”, drastycznie odmiennej kulturowo od ideałów inteligencji przedwojennej. Tu skłaniałbym się ku zastąpieniu terminu „nowa inteligencja” określeniem „klasa ludzi wykształconych w pierwszym pokoleniu”. Ta grupa od inteligencji „starej” różniła się głównie tym, iż nie wyniosła z domu praktycznie żadnych głębszych wartości i zasad moralnych. I choć nieźle wykształcona zawodowo, nie miała, świadomości, bądź jej nie dopuszczała, iż jest genetycznie skażona piętnem służalczej wdzięczności wobec komunistów, którzy umożliwili ich ojcom społeczny awans.  

Myślę, że to ci właśnie ludzie poparli wprowadzenie stanu wojennego traktując generała Wojciecha Jaruzelskiego jako męża stanu stawiając tym samym post-komunistów u władzy praktycznie do dnia dzisiejszego. 

Nikt zatem chyba nie ma wątpliwości, że ci obywatele w znakomitej większości głosowali na neo-komunistów, a głosowali tak bo mieli świadomość, iż ewentualne ujawnienie, że głosowali inaczej pociągnęłyby by za sobą może już nie więzienie, ale wciąż bardzo poważne represje związane z pracą zarobkową  i karierą. 

Po upadku komuny w roku 1989 wydawało się przez moment, że przyszła era prawdziwie wolnych wyborów.  

Otóż nic bardziej złudnego, gdyż wolność tę skutecznie storpedowali genetycznie skażeni komuną anty-lustratorzy, a de facto wnukowie tych, których w latach 40/50 przesiedlono do miast.  

W tym przypadku, ten służalczy, tym razem wobec post-komuny materiał ludzki został zniewolony, trzeba przyznać sprytnie, przez redaktora Gazety Wyborczej. Mechanizm był identyczny jak w okresie powojennym, czyli utwierdzenie ludzi w poczuciu społecznego awansu, przy jednoczesnej propagandzie, co ich czeka w przypadku jego utraty.

Mechanizm psychologiczny tej chytrej sztuczki jest następujący.  

Otóż, jeśli garbatemu powiedzieć, że się prosto trzyma, to, choć wie, że tak nie jest, chętnie w to uwierzy, a jak szarej myszce ktoś powie, że wygląda jak hollywoodzka gwiazda też się nie oprze pokusie uwierzenia w tę oczywistą nieprawdę. Podobnych przykładów można mnożyć wiele.  

O ile sztuczka z „awansem społecznym prim” (tata 40/50) polegała na utwierdzeniu prostych i nie wykształconych ludzi w przekonaniu, że przynależą do lepszej od reszty społeczeństwa awangardy władzy ludowej, to trik z „awansem społecznym bis” (po upadku komuny) polegał na utwierdzeniu ich już z grubsza okrzesanych i lepiej wykształconych wnuków w poczuciu, iż przynależą do grupy światlejszych i bardziej od reszty społeczeństwa postępowych ELIT.  

W pierwszym przypadku wykorzystano ciemnotę i niedouczenie, w drugim zaś próżność i pychę ludzi, których na swój prywatny użytek nazywam „intelektualnie nowobogackimi”, którzy, choć już nie grozi im więzienie bądź represje za sprzeniewierzenie się władzy, nadal głosują pod przymusem na partię rządzącą.

Już słyszę pytania: O co Panu chodzi?! Pod jakim przymusem?! Przecież głosują jak chcą!

Otóż sęk w tym, że oni nie głosują tak, jak chcą, lecz tak, jak im nakazuje „terror poprawności politycznej”. A jeśli ktoś dokonuje wyboru pod przymusem, to nie jest to wolny wybór.

Już tłumaczę o co mi dokładnie chodzi.

Otóż choć od roku 1989 mamy już "wolność" w sensie suwerenności i niezależności państwa, to terror ideologiczny trwa nadal. Oczywiście mam na myśli „terror poprawności politycznej”.

Jaki terror?! Co pan opowiada?! – słyszę głosy oburzenia.

Otóż dam przykład z własnego podwórka. Na naszych uczelniach nikt, no może prawie nikt nie odważy się na głos powiedzieć, że głosował na PIS bo w polskich szkołach wyższych wciąż rozdają karty „terroryści”, a mówiąc dokładniej pilnujący starego, post-komuszego porządku anty-lustratorzy (lub ich wychowankowie) bacznie się przyglądający, czy wszyscy są politycznie poprawni. Wypisz wymaluj, jak niegdysiejsi funkcyjni sekretarze uczelniani Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. 

A jeśli ktoś się wyłamie spod bata owej "poprawności" spotyka go bezwzględna i surowa kara w postaci ostracyzmu bojącego się o posadę i konfitury środowiska akademickiego, zmowy milczenia decydentów i odcięcia od grantów oraz innych środków niezbędnych do zrobienia naukowej kariery i godnego życia.   

No i tu się koło zamyka.

Bo w sensie historycznym owi "terroryści" to właśnie dzieci (ci starsi) bądź wnuki (ci młodsi) tych, których w czasie stalinowskim zdemoralizowali komuniści, a mówiąc dokładniej wyzuci z poczucia przyzwoitości beneficjenci okrągłego stołu tworzący do dnia dzisiejszego mającą się świetnie post-komuszą sitwę.  

I dam głowę, że analogiczna sytuacja panuje także w innych branżach,od profesora wyższej uczelni w wielkim mieście do plantatora papryki w prowincjonalnej gminie. 

Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)

 

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka