Tak jest dzisiaj - tapczany kaleczące dziewicze piękno bałtyckiej plaży
Tak jest dzisiaj - tapczany kaleczące dziewicze piękno bałtyckiej plaży
echo24 echo24
2800
BLOG

Grajdoł intelektualistów i tapczany z falbankami

echo24 echo24 Polityka Obserwuj notkę 42

 

 

                                Dedykowane gwiazdorom podwawelskiego Krakówka i mazowieckiej Warszawki 

Pewien stary rybak z Jastarni powiedział mi kiedyś, że Pan Bóg sypiąc helską mierzeję ze złotego piasku musiał być w szampańskim humorze. I wiedział, co mówi, gdyż ta od wieków wygrywająca z morzem kosa ulepiona z uśpionych wydm porosłych rozczochranymi od wiatru garbatymi sosnami to zaczarowane miejsce na Ziemi i bezcenny pomnik nieskończonego piękna natury.  

Przed wojną tutejsze wioski rybackie przeistoczyły się z czasem w ekskluzywne kurorty Drugiej Rzeczpospolitej, gdzie królowały nienaganne maniery, szyk, elegancja i szacunek dla dziewictwa bałtyckich plaż. Bowiem niewylewające za kołnierz elity II RP przyciągnął na Półwysep Helski ozdrowieńczy klimat tej czarownej mierzei z wszechobecnym w tamtejszym powietrzu przywracającym młodość, wigor i energię jodowym aerozolem, który uleczał kaca nim jeszcze ośmielił się zrodzić.   

Niestety, kiedy nas Roosevelt z Churchillem odsprzedali Moskwie kurorty helskie nawiedziła pandemia Funduszu Wczasów Pracowniczych i na Półwyspie, jak to mówią dziś młodzi zapanował syf, kiła i mogiła. W tych mrocznych czasach szczytem marzeń peerelowskich wczasowiczek był romans z kaowcem domu wczasowego, ku rozpaczy zadrosnych górników dołowych wysyłanych wtedy na Półwysep przez kopalniany aktyw Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w nagrodę za rekordowy fedrunek, owych pokaranych przez los nieszczęśników, którzy w rytm pucio pucio topili swe troski w morzu nie bałtyckim bynajmniej, lecz w oceanie czystej wyborowej.

Aż nadszedł rok 1989 kiedy nas Pan Bóg pokarał „wolnością”, a ja uwierzyłem naiwnie, że na Hel znowu wróci przedwojenny klimat wytwornej rozrywki elit ekskluzywnego kurortu.

Lecz płonne to były marzenia, gdyż wraz z nastaniem Trzeciej Rzeczpospolitej rozpleniły się w Polsce lemingi, które Półwysep Helski upodobały sobie za miejsce letnich wakacji, a w wyniku tej feralnej aneksji resztki tego, co na Helu było piękne szlag trafił. 

Sztab polskich lemingów osiedlił się wówczas w Juracie, a ten czas helscy Kaszubi nazwali dobą Niemczyckiego, czarodzieja interesu, który obskurne komusze sanatorium przerobił na snobistyczny hotel „Bryza” dokąd jak muzułmanie do Mekki pielgrzymują baronowie polskiego biznesu i jego popłuczyny.  

Na plaży vis a vis tego „elitarnego” hotelu zagnieździło się jedzące Michnikowi z ręki post-komusze bractwo lemingów naczelnych, które zwykło leżakować w Sic! „grajdole intelektualistów”, czyli żmijowisku przemądrzałych snobów mazowieckiej Warszawki z Uniwersytetu Warszawskiego.

Aliści to "przeintelektualizowane" towarzycho wzajemnego zachwytu nad samymi sobą nie zostawiwszy suchej nitki na rezydujących opodal „nadzianych prostakach”, codziennie, od samego rana modliło się skrycie by owi nadziani „tępacy” nie zapomnieli ich wszakże zaprosić na swojego grilla rozpalanego w miejscu, w którym opłaca się bywać.  

I w taki oto sposób zrodziła się na Helu złotodajna symbioza docentów marcowych z ober majstrami od kręcenia lodów. To między innymi stamtąd szedł wówczas w Polskę przekaz, że lewactwo to cnota, a patriotyzm to obciach, co lemingi uznały za prawdę objawioną i życiowe credo dając bezrozumne przyzwolenie, by przefarbowana na różowo szajka bezkarnie szabrowała Polskę.  

Ale to nie koniec nieszczęść, gdyż przed siedmioma laty władzę w Polsce objęła Platforma i rozpoczęła się niwecząca wszystko, co piękne aneksja Półwyspu Helskiego przez żelazny elektorat owej partii miłości, czyli wychowane na „NIE”, Gazecie Wyborczej i tefełenie hordy lemingów pospolitych,  a jakość wypoczywającego na Helu „towarzystwa” dramatycznie sczezła do poziomu bliskiego granicy debilnego absolutu.  

Bowiem ta oszołomiona przez tuskolubne media szarańcza, wystrojona” w handlowych centrach wielkometrażowych, gdzie Europa wyzbywa się bubli dała na Helu początek epoce tandetnej szpetoty, gdyż leming czuje się tym lepiej im wokół niego obskurniej i brzydziej.  

I choć zrobiono na Helu wiele, że wspomnę oczyszczalnie ścieków, odnowione porty, wybrukowane chodniki, nowe mola, kwieciste klomby, szkoły windsurfingu i chyba najpiękniejsze w świecie ścieżki rowerowe, to niestety, w centrum mojej ukochanej Jastarni niegdysiejszy aromat świętego dymu starych kaszubskich wędzarni musiał ustąpić miejsca fetorowi podpałki do grilla. A niegdyś ciche i przytulne korso zmieniło się w upstrzone pod gust nowobogackiego leminga targowisko sklecone na sezon z ohydnych bud i straganów, w których modelowy leming z Gazetą Wyborczą pod pachą nabywa tandetne szkaradztwa z zadowoloną miną, że nareszcie silna i bogata Polska należy do niego. 

W tym chłamie, depcząc sobie po piętach kotłują się wrzaskliwe hurmy bezszyich, łysoczaszkich, wytatuowanych ogrów opychających się bezmyślnie hot dogami, goframi, chipsami, popcornem i watą cukrową, a ta karuzela kaleczącego wrażliwość bezguścia wiruje od rana do nocy w kakofonicznym zgiełku rzężących nieznośnie mechanicznych słoników i żyraf, na których kiwają się tępo znudzone bachory, a ryk biesiadnych hitów disco polo gryzie się z jękliwym zawodzeniem peruwiańskich fujar.  

I coraz mniej w tym tłumie kulturalnych twarzy, gdyż niedobitki czujących coś jeszcze wrażliwców wieją przed tym rejwachem gdzie pieprz rośnie przemierzając kilometry brzegiem morza by znaleźć, chociaż skrawek dzikiej plaży i pogadać z mewami, jak pięknie było niegdyś na Półwyspie.  

Jurata zaś zmieniła się ostatnimi laty z baśniowego leśnego kurortu w euro-pipidówkę, gdzie straszą budowane na wynajem, ogacone bublowatymi butikami „apartamentowce” sterczące ponad korony bałtyckich sosen, jak kolce w oku helskiego pejzażu.  

A po deptaku wiodącym do molo, gdzie niegdyś przechadzało się rzeczywiście eleganckie towarzystwo, włóczą się trzody aspirantów do kręcenia lodów spozierających zazdrośnie w stronę rozpartych na kawiarnianych fotelach spaślaków, czyli rezydujących w „Bryzie” beneficjentów okrągłego stołu, wraz z ich obwieszonymi złotem połowicami. A tak między nami, Sic! odessanymi z sadła i zaszpachlowanymi botoksem żywymi dowodami partactwa chirurgów plastycznych, jako żywo  przywodzącymi na myśl zasuszone mumie faraonów, którym ktoś dla hecy dokleił cycki Anity Ekberg i ust koral Brigitte Bardot. A w najwyższej tajemnicy Wam zdradzę, że Sic! do tych szpanujących w "Bryzie" baronów polskiego biznesu wcale nie rzadko wpadają cichcem na śniadanie ziomkowie z okolicznych pól namiotowych, by się obeżreć na sępa frykasami ze szwedzkiego stołu.  

Zaś na hotelowej plaży leczą swe kompleksy genealogiczne, przepraszam za wyrażenie „ciećwierze”, no, bo jak inaczej nazwać kabotynów, którzy miast na mięciuchnym jak puch z gęsiej szyi piasku, wylegują się dla szpanu na szpecących plażę tapczanach z baldachimem. Zaś bacząc na fizis owych „dżentelmenów” dam głowę, że gros tych mających się za elitę szpanerów  nie odróżnia smaku szlachetnego bałtyckiego łososia od karmionej chińskim łajnem pangi, gdyż dla takiego prawdziwka jedno i drugie to ryba.  

A jedynym, o czym taki leming marzy jest pragnienie, by pewien łasujący na sępa po Półwyspie żurnalista salonowy, nota bene  świeżo zwerbowany jawny współpracownik Szkła Kontaktowego, wspomniał o nim choćby jednym słowem na przedostatniej stronie tygodnika WIVA!, co w III RP nobilituje do krajowych „elit”.  

Jak widać, strasznie nam napaskudziły lemingi na Helu, a zakorzeniona w przedwojennej tradycji kultura letniego wytchnienia  została brutalnie wyparta z Półwyspu przez wyrosłą z post-komuszej schedy nowobogacką para-europejską subkulturę bazarowo podwórkową.  

Lecz nic to, nie takie plagi przetaczały się po helskiej ziemi. A, po zdetonowanej niedawno aferze podsłuchowej nawet zdawało się na zawsze stracone lemingi zaczynają przecierać ślepka i zwolna się wybudzać z letargu, w jaki je wprowadził pewien zegarmistrz światła purpurowy jeszcze do niedawna rozdający karty przy ulicy Czerskiej w Warszawie.

Więc to już tylko kwestia dni, kiedy na Półwysep Helski znów powrócą stare dobre czasy przywracające tej perle w bałtyckiej koronie jej dystyngowany klimat i dziewiczą urodę.

Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)

Zobacz jak kiedyś bywało na Helu:

http://youtu.be/OWoy5NF1QIo

 

http://youtu.be/GMmVz8I4tgA

 

http://youtu.be/_gLVHYKFhGI

 

http://youtu.be/rPII24RGVzI


 

 

Zobacz galerię zdjęć:

A tak było kiedyś
A tak było kiedyś A tak było przed wojną Praktyka studencka - łebska plaża - wykład autora blogu Ten sam wykład w pół godziny później
echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka