echo24 echo24
1170
BLOG

Są jeszcze miejsca, gdzie można pooddychać Polską

echo24 echo24 Rozmaitości Obserwuj notkę 23

 

 

Jedną z moich pasji są narty, a ukochaną dla mnie górą zawsze będzie „Kasprowy”. Każdego roku, po wyjściu z kolejki linowej przypinałem narty i w drodze do kotła Hali Goryczkowej przystawałem na chwilę spozierając na doliny ścielące się ku Bałtykowi. Miałem wtedy wrażenie, że stoję na czubku Polski. I wówczas, zaciągnąwszy się haustem krystalicznie czystego powietrza myślałem, w jak pięknym kraju Pan Bóg dał mi zamieszkać.

Dziś w południe byłem na spotkaniu przedświątecznym w krakowskim Wydawnictwie ARCANA. Przyszli ludzie o gorących sercach i pięknych umysłach - bez reszty oddani naszej ojcowiźnie. A kiedy nadszedł moment przełamania się opłatkiem, choć było tłumnie i ciasno, znów się poczułem jak na szczycie Kasprowego i przez moment wydawało mi się, że oddycham Polską. 

W prezencie gwiazdkowym dostałem najnowszy numer Dwumiesięcznika ARCANA. 

Mam zwyczaj, że wertowanie nowej książki zaczynam od końca. I właśnie na ostatniej stronie zeszytu znalazłem świąteczną perełkę, bożonarodzeniowe świecidełko. Redaktor emeritus dwumiesięcznika ARCANA, profesor Wydziału Historycznego Uniwersytetu Jagiellońskiego Andrzej Nowak podsumowując kończący się Rok Powstania Styczniowego pisze, cytuję za Panem Profesorem:

A więc - zapytam – jesteśmy coraz gorzej urodzeni, coraz gorsi? Gdyby tak działał ten mechanizm, to lepiej byłoby nie powstawać – oszczędzać szlachetną krew elit I Rzeczypospolitej? Przecież jednak to była krew także targowiczan. A gdyby nie było powstańców przeciwko targowickiej hańbie – powstańców Kościuszki, to może wychowani w duchu kultu „starej, dobrej krwi” kolejne pokolenia marniałyby w moralnej nędzy zgody na zniewolenie? (...) To jakim cudem, po upływie krwi i prześladowaniach po powstaniu 1830 roku, znaleźli się ci, którzy powstali w 1863? A po hekatombie 1863 – skąd wzięli się żołnierze legionów sierpnia 1914, potem obrońcy Polski Sierpnia 1920? A potem pokolenie Baczyńskiego, Piwowara, Gajcego – Września 1939, Kwietnia 1940, Sierpnia 1944 – czy było naprawdę gorsze od tego ze Stycznia 1863? Nie. Ten mechanizm nie działa inaczej. Owszem – straty fizyczne i materialne związane z kolejnymi ofiarami walki o polską godność są wielkie, ale to dzięki nim, dzięki sile zobowiązania, przykładu, jakie one niosą (także poprzez obrazy, poprzez wielkie wiersze i małe wierszyki (…) właśnie polskość się poszerzała, szła dalej przez historię – do owych „plebejskich”, „nieelitarnych” grup. I w nich – czasem w dzieciach tych, którzy zdzierali buty powstańcom roku 1963 i donosili pobliskim kozakom, że złapali „buntowników” – odnajdywała się nowa elita. Nie mniej bohaterska, oddana sprawie polskiej wolności od tej „starej”.

Teraz, to prawda, czujemy przerażenie, że może „kakogenika” II Wojny i PRL, wzmocniona najbardziej upadającym przesłaniem republiki kolesiów z III RP, z „GW”, TVN, itp. – że ona może naprawdę okaże się zabójcza.

Ale tak nie będzie. O tym, że tak nie będzie mówi najlepiej jeszcze jeden poeta (…). To wiersz o nas dzisiaj, i o powstaniu – jako jedynym godnym wyjściu z sytuacji upodlenia przez sąsiednie imperium (…).

To ten wiersz:

 

Może to jednak źle, że rozpada się samo
pojęcie obowiązku wobec ojczyzny?

Że gorliwi służalcy i dobrze płatni oprawcy
nie tylko nie poniosą kary, ale siedzą
w swoich willach i piszą pamiętniki,
odwołując się do wyroku historii?

Nagle ukazał się nieduży kraj, zamieszkany
przez małych ludzi, w sam raz na prowincję
zdalnie sterowaną przez imperium.

Może więc nie mylił się Jan Jakub Rousseau,
kiedy doradzał, zanim oswobodzi się
niewolników, najpierw ich wykształcić i oświecić?

Żeby nie zmienili się w stado pyszczków
węszących za żerem, do których zbliża się

szczurołap ze swoim fletem i prowadzi ich
w jaką zechce stronę.

Flet szczurołapa wygrywa piękne melodie,
głównie z repertuaru „naszej małej stabilizacji”.

Obiecują one globalne kino i błogie wieczory
z puszką piwa przed telewizyjnym ekranem.

Minie jedno, może dwa pokolenia i młodzi
odkryją nieznane ich ojcom uczucie wstydu.

Wtedy dla swego buntu będą szukać wzorów
w dawno zapomnianej antyimperialnej rebelii. 

       (Czesław Miłosz, Flet szczurołapa, z tomu Wiersze ostatnie, 2003)

Tyle cytatów.

Boże Narodzenie za pasem. Bóg się rodzi! Moc truchleje!  

Więc składając wszystkim, bez wyjątku Gościom mojego blogu najserdeczniejsze Życzenia Świąteczne i Noworoczne, na ten wyjątkowy czas, pozostawiam Państwa z wybranym przez pana profesora Andrzeja Nowaka wierszem Czesława Miłosza.

A przy świątecznych stołach przypomnijcie uśpionym słowa pana młodego z Wesela:

Sen, muzyka, granie, bajka. [...]
spać, bo życie zbyt zawiłe,
trza by mieć ogromną siłę,
siłę jakąś tytaniczną,
żeby być czymś na tej wadze,
gdzie się wszystko niańczy w bladze –
Sen, muzyka, granie, bajka
To już tak po uszy sięga,
Los: fatyga, czas: mitręga.

Pozdrawiam Państwa jak zawsze serdecznie,

Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)

Post Scriptum

Pani "Hildegarda z Bingen vel Huldegarda" wspomniała w swoim komentarzu ks. Kardynała Nagy (śp.). Wspaniałego człowieka o pięknym umyśle, a jeszcze do tego genialnego oratora. Kiedy mówił, ludzie przestawali oddychać.

Więc zacytuję teraz, bo czas i kontekst notki temu sprzyja, fragmenty Jego wystąpienia w auli Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w krakowskich Łagiewnikach w listopadzie 2012, które moim zdaniem powinno przejść do historii jako manifest nowej „Solidarności”, cytuję za Kardynałem:

„Na manifestację z 29 września 2012r. nie można patrzeć w sposób wyizolowany. To jest zwieńczenie pewnego procesu, który od jakiegoś czasu w Polsce się toczy, ale którego dotychczas nie dostrzegaliśmy w całej jego sile i wielkości. Może nawet niektórzy z nas nie chcieli go zauważać, choć jest procesem zupełnie wyjątkowym.

Od początkowych lat komunizmu w Polsce jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że społeczeństwo nie wychodzi na ulicę, ażeby wyrazić swą niezależną opinię lub żądania. To było najsurowiej zabronione. Moje pierwsze zetknięcie z tym, że społeczeństwo spontanicznie i bez pozwolenia wyszło na ulicę, by taką opinię zademonstrować, to moment, gdy okazało się, że kard. Karol Wojtyła został wybrany papieżem…

To była pierwsza tego typu zbiorowa reakcja społeczeństwa, która nie wywołała interwencji milicji. Jakże wówczas wszyscy byli faktem tym zaskoczeni, jakże zaskoczona była władza, ale Polacy wiedzieli już wtedy, co robić. Odczuli w swej świadomości, że trzeba to wielkie wydarzenie, wydarzenie jakże radosne, natychmiast zademonstrować poprzez wyjście na ulicę. I na tym się właściwie skończyło, jeśli chodzi o pokojowe marsze.

Przedtem, ale i potem były pokojowe wyjścia na ulicę za pozwoleniem i na hasło komunistycznej władzy. Wyjścia na pochód pierwszomajowy. Społeczeństwo nigdy za rządów komunistów samo na ulicę nie wychodziło ze swoimi sprawami tak, by nie spotkało się to z gwałtowną i brutalną akcją służb mundurowych. Jeśli wychodziło się bez obaw, to tylko ze sprawami zadanymi. Trzeba było manifestować na rozkaz – niesiono te różne sztandary z hasłami nieustannego poparcia dla partii i rzucano je po kątach zaraz po tym jak tylko padł urzędowy nakaz, żeby pochód (nie mówiło się: manifestacja) skończyć.

Teraz pojawiło się nowe zjawisko. Pojawiło się bardzo niewinnie – pod hasłem poparcia dla katolickiej Telewizji Trwam, a więc pod hasłem jakiejś sprawy społecznej. Pojawiły się manifestacje nie nakazane odgórnie, ale chciane i popierane przez dużą, coraz większą część społeczeństwa, organizowane oddolnie. Początkowo tylko w niektórych miastach. Stopniowo jednak zjawisko to zaczęło coraz bardziej się rozrastać, tak że dziś nie ma już prawie miasta, w którym nie demonstrowano by przeciwko dyskryminacji Telewizji Trwam, nie wychodzono w tej sprawie na ulicę.

Polska wypełniła się tym wychodzeniem na ulicę – nie dość, że nie nakazanym przez władzę, to na dodatek – wbrew tej władzy…

Manifestacje w obronie katolickiej telewizji przeobraziły się w cały ruch społeczny, będący wyrazem nowej narodowej solidarności. Mamy prawo to tak nazywać, są ku temu przesłanki. Po pierwsze marsz „Obudź się Polsko” 29 września był pokojowym pochodem już w dużo szerszej sprawie niż sama katolicka telewizja. Po drugie – przybyli ludzie z całej Polski, nie tylko z jednego miasta, przybyła ich olbrzymia rzesza, blisko pół miliona osób. Po trzecie manifestowali ludzie w różnym wieku. Po czwarte, Marsz odbył się pod okiem policji, która w wielu przypadkach pomagała, choćby organizacyjnie, żeby wszystko odbyło się poprawnie. Nie musiała ingerować – nie było potrzeby. Wszystko odbywało się spokojnie, sprawnie, z powagą.

To nie są kwestie przypadkowe. Może ten ruch przeobrazi się z czasem w jeszcze coś innego. Może jest początkiem czegoś wielkiego?

Przemilczenie tego zjawiska przez liberalne czy publiczne media, sprowadzanie ostatniego potężnego marszu li tylko do obrony „mediów ojca Rydzyka” czy protestów w sprawie podwyższenia wieku emerytalnego, jest demonstracją nieuczciwości… I to był kolejny dowód, że media w Polsce są chore, że trzeba je zreformować, by funkcjonowały, jak należy, by media publiczne zaczęły pełnić swoją misję służenia społeczeństwu i narodowi…

Ogromne wrażenie wywołała zwłaszcza modlitwa różańcowa, wydobywająca się z gardeł i serc prawie pół miliona Polaków i płynąca ulicami Warszawy, a dzięki przekazom radiowo-telewizyjnym roznosząca się na cały świat. Podobna wielka modlitwa miała miejsce w Polsce przed Bitwą Warszawską, a wcześniej w 1571 r. przed bitwą pod Lepanto, którą zainicjował papież Pius V. W obu przypadkach chodziło o obronę Europy i Kościoła przed inwazją antychrześcijańską – bolszewicką nad Wisłą i muzułmańską w Zatoce Korynckiej.

Analogie do Marszu warszawskiego 29 września nasuwają się same…

Wydarzenia z 29 września 2012 r. bardzo mocno ocierają się o rewolucję. Nie chodzi tu jednak o rewolucję pospolitą, złą i destrukcyjną, tylko o rewolucję perswazyjną, taką w której naród coraz głośniej zaczyna wołać: „To nie tak się rządzi, to nie tak kieruje się narodem!”. Rząd bowiem musi pamiętać, że jest na usługach narodu. Tymczasem w tej chwili tak nie jest. Dlatego też naród przypomina rządowi, co powinien robić. Przypomina na razie spokojnie. Z modlitwą na ustach, z Mszą św. Na początku, i spokojnymi przemówieniami politycznymi, które też bardzo dobrze wpisały się w całość, ale pozostały jednak mimo wszystko na drugim planie. Tu trzeba oddać sprawiedliwość i Jarosławowi Kaczyńskiemu i o. Tadeuszowi Rydzykowi i piotrowi Dudzie, i piotrowi Reszczyńskiemu, że przemówienia ich były zdecydowane, ale wyważone, bez agresji, całkowicie w duchu Marszu.

Wyjście na ulicę wcale ni musi oznaczać awantur – o ile oczywiście nie działają prowokatorzy… A jeśli będzie się dalej tak rządziło, to może się to skończyć źle. Sprowokowany naród może bowiem posunąć się jeszcze dalej, a wtedy nie wiadomo, co się stanie.

Muszę przyznać, że poświęciłem kilka godzin i obserwowałem w Telewizji Trwam przebieg całego Marszu. Wielkie zasługi w stworzeniu jego niesamowitego klimatu miał występ aktorów, recytatorów i śpiewaków oraz znanej orkiestry „Victoria”. Ci znakomici artyści odwoływali się do głębin kultury polskiej, do jej piękna i nieprzemijających wartości. Repertuar był tak dobrany, że komentował zarazem chwilę obecną. A więc nie krzykliwość, nie wściekły bunt, tylko głęboka idea, rzetelna inicjatywa, zmierzająca do naprawy Rzeczypospolitej. Poza tym program artystyczny doskonale wyrażał i zwieńczał hasło, pod którym Marsz się odbywał: „Obudź się Polsko!”.

Hasło to było moim zdaniem jak najbardziej właściwe. I co więcej – dramatyczne. Dramatyzm ten podkreślało mocno nawiązanie do „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego, gdzie motyw snu, usypiania społeczeństwa, jest ukazany w sposób niezwykle plastyczny. Utwór młodopolskiego poety kończy się tragicznie”: „Miałeś chamie złoty róg”… I cóżeś z nim zrobił?

Czy jest to moment, w którym my jeszcze mamy złoty róg? Może jeszcze całkiem nie śpimy, ale tylko przysypiamy? Dlatego też, trzeba budzić Polskę! Z tego też względu to dzieło literatury polskiej jest tak bardzo cenne dla życia, kultury i świadomości naszego narodu. I tak trzeba widzieć ten pochód: jako budzenie narodu. Tam odzywały się też liczne glosy, które głośno podsumował o. Jan Król: „Jak będzie potrzeba, to my tu przyjdziemy jeszcze. I będzie nas jeszcze więcej”.

A któż to przyjdzie, jakże to będzie nas więcej? Wszak była cała Polska! To już nie tylko Piotrków, Toruń czy Katowice, tylko ludzie z całej Polski – o różnych przekonaniach, różnych zawodów, w różnym wieku. Było tyle ludzi młodych, zaniepokojonych właśnie tym, że zapadamy w sen i że złoty róg wypada nam z rąk. A róg – to znaczy Polska, państwo polskie, niegdyś potężne w Europie, po wojnie ciągle się liczące, a obecnie w stanie zamierania – kto wie, czy nie prowadzone specjalnie w tym kierunku. O to, jaka Polska czeka nas w przyszłości, pytają przede wszystkim ludzie młodzi.

Z tego też względu podobny marsz w przyszłości może zgromadzić przede wszystkim ogromną rzeszę młodych ludzi, którzy boją się o Polskę swojej przyszłości. Bo ona niszczeje, możemy palcem pokazać gdzie – gospodarczo, prawnie, kulturalnie, oświatowo… Coraz częściej mówi się, że przekupstwo staje się zasadą, że różnego rodzaju typy robią ciemne interesy kosztem całego społeczeństwa, że społeczeństwo rozwarstwia się na skrajnie biednych i skrajnie bogatych.

Wielu twierdzi, że na ulicę wychodzi się po to, by robić rewolucję. Na razie jeszcze nie było rewolucji. Było tylko pokazywanie palcem, uderzanie w bęben przestrogi. Ale co będzie dalej? Jeśli nic się nie zmieni w kierowaniu krajem, w wyznaczaniu mu priorytetów, dość łatwo przewidzieć, co może się stać. Rodzi się oczywiście pytanie, czy my, ludzie określonego pokroju, związani z Kościołem, nastawieni patriotycznie, odwołujący się ciągle do tradycji, czy my nie mamy czasem skrzywionego widzenia? Może widzimy sprawy tak, jak chcemy widzieć, a nie tak, jak wyglądają w rzeczywistości? Czy na pewno jesteśmy obiektywni? Czy nie dorabiamy do tego Marszu jakichś innych znaczeń, których ten Marsz nie miał? Musimy sobie postawić krytycznie wszystkie te pytania.

Czyż nie jest jednak faktem ten ogromny pochód spokojnych ludzi, ciągnących od Placu Trzech Krzyży aż po Plac Zamkowy? Tego nikt nie wymyślił, nie skonfabulował. Ta jakże długa trasa była zalana ogromną liczbą ludzi, Początek nie widział końca, a koniec nie widział początku. A ci ludzie nie przyjechali tam na spacer. Przyjechali by zaprotestować w konkretnych sprawach, by upomnieć się o dobro wspólne, nie o swoje prywatne korzyści lub interes jakiejś kolejnej podejrzanej spółki. I to pokazuje, że my w swoim oburzeniu nie przesadzamy, Że prawda o wielkości wydarzenia jest prawdą obiektywną. A co za tym idzie nasze pesymistyczne przewidywania, że bodaj by się na tym nie skończyło, są przewidywaniami mającymi swoje podstawy. Toteż nie tylko na wczoraj, ale także na dzisiaj, nadal wciąż aktualne jest hasło „Obudź się Polsko!”. Bo to my jesteśmy tymi, którzy teraz zasypiają, a zasypiając wypuszczamy z rąk złoty róg. Oby nie było tak, że jutro nasi następcy powiedzą, że mają puste ręce… Żeśmy wypuścili z rąk wolną, dumną, niepodległą Rzeczpospolitą, że „ostał się ino sznur”…", koniec cytatu.

Myślę, że warto - ba! - wręcz należy ten manifest przypominać jak najczęściej póki nie jest za późno!

 

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości