echo24 echo24
1592
BLOG

Manifest rewolucyjny Nagy'ego

echo24 echo24 Rozmaitości Obserwuj notkę 25

 

Dzisiaj, w Sanktuarium bł. Jana Pawła II w Krakowie rozpoczęły się uroczystości pogrzebowe zmarłego 5 czerwca śp. kardynała profesora Stanisława Nagy’ego. Człowieka wielkiego formatu o pięknym umyśle, intelektualisty, teologa, gorącego patrioty, nieustraszonego głosiciela prawdy.
 
Ów odważny kardynał był również niezrównanym oratorem. Kiedy zaczynał mówić, ludzie przestawali oddychać.
 
W tym smutnym dniu chciałbym przytoczyć fragmenty jego wystąpienia w auli Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w krakowskich Łagiewnikach w listopadzie 2012, które moim zdaniem powinno przejść do historii jako manifest nowej „Solidarności”, cytuję za kardynałem:
 
 „Na manifestację z 29 września 2012r. nie można patrzeć w sposób wyizolowany. To jest zwieńczenie pewnego procesu, który od jakiegoś czasu w Polsce się toczy, ale którego dotychczas nie dostrzegaliśmy w całej jego sile i wielkości. Może nawet niektórzy z nas nie chcieli go zauważać, choć jest procesem zupełnie wyjątkowym.
Od początkowych lat komunizmu w Polsce jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że społeczeństwo nie wychodzi na ulicę, ażeby wyrazić swą niezależną opinię lub żądania. To było najsurowiej zabronione. Moje pierwsze zetknięcie z tym, że społeczeństwo spontanicznie i bez pozwolenia wyszło na ulicę, by taką opinię zademonstrować, to moment, gdy okazało się, że kard. Karol Wojtyła został wybrany papieżem…
To była pierwsza tego typu zbiorowa reakcja społeczeństwa, która nie wywołała interwencji milicji. Jakże wówczas wszyscy byli faktem tym zaskoczeni, jakże zaskoczona była władza, ale Polacy wiedzieli już wtedy, co robić. Odczuli w swej świadomości, że trzeba to wielkie wydarzenie, wydarzenie jakże radosne, natychmiast zademonstrować poprzez wyjście na ulicę. I na tym się właściwie skończyło, jeśli chodzi o pokojowe marsze.
Przedtem, ale i potem były pokojowe wyjścia na ulicę za pozwoleniem i na hasło komunistycznej władzy. Wyjścia na pochód pierwszomajowy. Społeczeństwo nigdy za rządów komunistów samo na ulicę nie wychodziło ze swoimi sprawami tak, by nie spotkało się to z gwałtowną i brutalną akcją służb mundurowych. Jeśli wychodziło się bez obaw, to tylko ze sprawami zadanymi. Trzeba było manifestować na rozkaz – niesiono te różne sztandary z hasłami nieustannego poparcia dla partii i rzucano je po kątach zaraz po tym jak tylko padł urzędowy nakaz, żeby pochód (nie mówiło się: manifestacja) skończyć.
Teraz pojawiło się nowe zjawisko. Pojawiło się bardzo niewinnie – pod hasłem poparcia dla katolickiej Telewizji Trwam, a więc pod hasłem jakiejś sprawy społecznej. Pojawiły się manifestacje nie nakazane odgórnie, ale chciane i popierane przez dużą, coraz większą część społeczeństwa, organizowane oddolnie. Początkowo tylko w niektórych miastach. Stopniowo jednak zjawisko to zaczęło coraz bardziej się rozrastać, tak że dziś nie ma już prawie miasta, w którym nie demonstrowano by przeciwko dyskryminacji Telewizji Trwam, nie wychodzono w tej sprawie na ulicę.
Polska wypełniła się tym wychodzeniem na ulicę – nie dość, że nie nakazanym przez władzę, to na dodatek – wbrew tej władzy…
Manifestacje w obronie katolickiej telewizji przeobraziły się w cały ruch społeczny, będący wyrazem nowej narodowej solidarności. Mamy prawo to tak nazywać, są ku temu przesłanki. Po pierwsze marsz „Obudź się Polsko” 29 września był pokojowym pochodem już w dużo szerszej sprawie niż sama katolicka telewizja. Po drugie – przybyli ludzie z całej Polski, nie tylko z jednego miasta, przybyła ich olbrzymia rzesza, blisko pół miliona osób. Po trzecie manifestowali ludzie w różnym wieku. Po czwarte, Marsz odbył się pod okiem policji, która w wielu przypadkach pomagała, choćby organizacyjnie, żeby wszystko odbyło się poprawnie. Nie musiała ingerować – nie było potrzeby. Wszystko odbywało się spokojnie, sprawnie, z powagą.
To nie są kwestie przypadkowe. Może ten ruch przeobrazi się z czasem w jeszcze coś innego. Może jest początkiem czegoś wielkiego?
Przemilczenie tego zjawiska przez liberalne czy publiczne media, sprowadzanie ostatniego potężnego marszu li tylko do obrony „mediów ojca Rydzyka” czy protestów w sprawie podwyższenia wieku emerytalnego, jest demonstracją nieuczciwości… I to był kolejny dowód, że media w Polsce są chore, że trzeba je zreformować, by funkcjonowały, jak należy, by media publiczne zaczęły pełnić swoją misję służenia społeczeństwu i narodowi…
Ogromne wrażenie wywołała zwłaszcza modlitwa różańcowa, wydobywająca się z gardeł i serc prawie pół miliona Polaków i płynąca ulicami Warszawy, a dzięki przekazom radiowo-telewizyjnym roznosząca się na cały świat. Podobna wielka modlitwa miała miejsce w Polsce przed Bitwą Warszawską, a wcześniej w 1571 r. przed bitwą pod Lepanto, którą zainicjował papież Pius V. W obu przypadkach chodziło o obronę Europy i Kościoła przed inwazją antychrześcijańską – bolszewicką nad Wisłą i muzułmańską w Zatoce Korynckiej. Analogie do Marszu warszawskiego 29 września nasuwają się same…
Wydarzenia z 29 września 2012 r. bardzo mocno ocierają się o rewolucję. Nie chodzi tu jednak o rewolucję pospolitą, złą i destrukcyjną, tylko o rewolucję perswazyjną, taką w której naród coraz głośniej zaczyna wołać: „To nie tak się rządzi, to nie tak kieruje się narodem!”. Rząd bowiem musi pamiętać, że jest na usługach narodu. Tymczasem w tej chwili tak nie jest. Dlatego też naród przypomina rządowi, co powinien robić. Przypomina na razie spokojnie. Z modlitwą na ustach, z Mszą św. Na początku, i spokojnymi przemówieniami politycznymi, które też bardzo dobrze wpisały się w całość, ale pozostały jednak mimo wszystko na drugim planie. Tu trzeba oddać sprawiedliwość i Jarosławowi Kaczyńskiemu i o. Tadeuszowi Rydzykowi i piotrowi Dudzie, i piotrowi Reszczyńskiemu, że przemówienia ich były zdecydowane, ale wyważone, bez agresji, całkowicie w duchu Marszu.
Wyjście na ulicę wcale ni musi oznaczać awantur – o ile oczywiście nie działają prowokatorzy… A jeśli będzie się dalej tak rządziło, to może się to skończyć źle. Sprowokowany naród może bowiem posunąć się jeszcze dalej, a wtedy nie wiadomo, co się stanie.
Muszę przyznać, że poświęciłem kilka godzin i obserwowałem w Telewizji Trwam przebieg całego Marszu. Wielkie zasługi w stworzeniu jego niesamowitego klimatu miał występ aktorów, recytatorów i śpiewaków oraz znanej orkiestry „Victoria”. Ci znakomici artyści odwoływali się do głębin kultury polskiej, do jej piękna i nieprzemijających wartości. Repertuar był tak dobrany, że komentował zarazem chwilę obecną. A więc nie krzykliwość, nie wściekły bunt, tylko głęboka idea, rzetelna inicjatywa, zmierzająca do naprawy Rzeczypospolitej. Poza tym program artystyczny doskonale wyrażał i zwieńczał hasło, pod którym Marsz się odbywał: „Obudź się Polsko!”.
Hasło to było moim zdaniem jak najbardziej właściwe. I co więcej – dramatyczne. Dramatyzm ten podkreślało mocno nawiązanie do „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego, gdzie motyw snu, usypiania społeczeństwa, jest ukazany w sposób niezwykle plastyczny. Utwór młodopolskiego poety kończy się tragicznie”: „Miałeś chamie złoty róg”… I cóżeś z nim zrobił?
Czy jest to moment, w którym my jeszcze mamy złoty róg? Może jeszcze całkiem nie śpimy, ale tylko przysypiamy? Dlatego też, trzeba budzić Polskę! Z tego też względu to dzieło literatury polskiej jest tak bardzo cenne dla życia, kultury i świadomości naszego narodu. I tak trzeba widzieć ten pochód: jako budzenie narodu. Tam odzywały się też liczne glosy, które głośno podsumował o. Jan Król: „Jak będzie potrzeba, to my tu przyjdziemy jeszcze. I będzie nas jeszcze więcej”.
A któż to przyjdzie, jakże to będzie nas więcej? Wszak była cała Polska! To już nie tylko Piotrków, Toruń czy Katowice, tylko ludzie z całej Polski – o różnych przekonaniach, różnych zawodów, w różnym wieku. Było tyle ludzi młodych, zaniepokojonych właśnie tym, że zapadamy w sen i że złoty róg wypada nam z rąk. A róg – to znaczy Polska, państwo polskie, niegdyś potężne w Europie, po wojnie ciągle się liczące, a obecnie w stanie zamierania – kto wie, czy nie prowadzone specjalnie w tym kierunku. O to, jaka Polska czeka nas w przyszłości, pytają przede wszystkim ludzie młodzi.
Z tego też względu podobny marsz w przyszłości może zgromadzić przede wszystkim ogromną rzeszę młodych ludzi, którzy boją się o Polskę swojej przyszłości. Bo ona niszczeje, możemy palcem pokazać gdzie – gospodarczo, prawnie, kulturalnie, oświatowo… Coraz częściej mówi się, że przekupstwo staje się zasadą, że różnego rodzaju typy robią ciemne interesy kosztem całego społeczeństwa, że społeczeństwo rozwarstwia się na skrajnie biednych i skrajnie bogatych.
Wielu twierdzi, że na ulicę wychodzi się po to, by robić rewolucję. Na razie jeszcze nie było rewolucji. Było tylko pokazywanie palcem, uderzanie w bęben przestrogi. Ale co będzie dalej? Jeśli nic się nie zmieni w kierowaniu krajem, w wyznaczaniu mu priorytetów, dość łatwo przewidzieć, co może się stać. Rodzi się oczywiście pytanie, czy my, ludzie określonego pokroju, związani z Kościołem, nastawieni patriotycznie, odwołujący się ciągle do tradycji, czy my nie mamy czasem skrzywionego widzenia? Może widzimy sprawy tak, jak chcemy widzieć, a nie tak, jak wyglądają w rzeczywistości? Czy na pewno jesteśmy obiektywni? Czy nie dorabiamy do tego Marszu jakichś innych znaczeń, których ten Marsz nie miał? Musimy sobie postawić krytycznie wszystkie te pytania.
Czyż nie jest jednak faktem ten ogromny pochód spokojnych ludzi, ciągnących od Placu Trzech Krzyży aż po Plac Zamkowy? Tego nikt nie wymyślił, nie skonfabulował. Ta jakże długa trasa była zalana ogromną liczbą ludzi, Początek nie widział końca, a koniec nie widział początku. A ci ludzie nie przyjechali tam na spacer. Przyjechali by zaprotestować w konkretnych sprawach, by upomnieć się o dobro wspólne, nie o swoje prywatne korzyści lub interes jakiejś kolejnej podejrzanej spółki. I to pokazuje, że my w swoim oburzeniu nie przesadzamy, Że prawda o wielkości wydarzenia jest prawdą obiektywną. A co za tym idzie nasze pesymistyczne przewidywania, że bodaj by się na tym nie skończyło, są przewidywaniami mającymi swoje podstawy. Toteż nie tylko na wczoraj, ale także na dzisiaj, nadal wciąż aktualne jest hasło „Obudź się Polsko!”. Bo to my jesteśmy tymi, którzy teraz zasypiają, a zasypiając wypuszczamy z rąk złoty róg. Oby nie było tak, że jutro nasi następcy powiedzą, że mają puste ręce… Żeśmy wypuścili z rąk wolną, dumną, niepodległą Rzeczpospolitą, że „ostał się ino sznur”…
 
 
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
 
Post Scriptum
Całość wystąpienia kardynała profesora opatrzona tytułem „Powiązanie sprawy polskiej ze sprawą Kościoła” można znaleźć w wydanym przez Wydawnictwo Biały Kruk albumie autorstwa Adama Bujaka pt. „OBURZENI”
 
Post Post Scriptum
Na łamach Portalu ARCANA profesor Andrzej Nowak z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie tak pisze o kardynale profesorze, cytuję:

"5 czerwca odszedł do Pana ksiądz kardynał Stanisław Nagy (1921-2013), jeden z wielkich polskich „senatorów świata”, jak to pięknie określano  w czasach, kiedy ponad 800 lat temu powoływano po raz pierwszy Kolegium Kardynalskie. Odszedł jeden z najwybitniejszych polskich teologów, członek Międzynarodowej Komisji Teologicznej, ekspert synodów biskupów w Rzymie. Odszedł najbliższy, obok księdza kardynała Mariana Jaworskiego, przyjaciel błogosławionego Jana Pawła II. W tak zwanych mediach centralnych, wielkich dziennikach telewizyjnych, nie zasłużył ten fakt nawet na wzmiankę… Takie media, takie czasy..., koniec cytatu

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości