echo24 echo24
1429
BLOG

Rodowód palikociej subkultury - list do młodych dziennikarzy

echo24 echo24 Rozmaitości Obserwuj notkę 10

 

To, że pod Sejmem Janusz Palikot znowu publicznie zajarał to jeszcze pół biedy.
 
Bowiem najżałośniejszym jest, że ów „gościówa” z Biłgoraja ściągnął na nas zarazę, albo, jak kto woli pandemię palikociej subkultury, która gdy się przez chwilę zastanowić, jest prostą kontynuacją wieśniackiego kultu disco polo, jakim zainfekował Polaków prezydent Kwaśniewski a także jego małżonka, która przypomniawszy sobie koło pięćdziesiątki o arystokratycznych korzeniach nauczała rodaków „kultury wysokiej” słynnym widelczykiem.
 
A więc Ruch Palikota, na który się niestety nabiera, co mniej rozgarnięta młodzież, to moi drodzy żaden szpan i swoboda, lecz obciach, żal, wiocha i kilo mułu.
 
Słucham? Że stary belfer coś ściemnia i przynudza?
 
Otóż, moi kochani, żeby nie być gołosłownym, postaram się Wam wykazać swoje racje. Pisałem już o tym kiedyś, ale problem nabrzmiał na tyle, że warto wrócić do tematu.
 
Otóż moim zdaniem Ruch Palikota to klasyczny wytwór zabiegu socjotechnicznego, który na swój prywatny użytek nazwałem „awansem społecznym bis”. Już tłumaczę, o co chodzi.
 
Jak starsi pamiętają, a młodsi niestety już nie, gdyż nie mieli się skąd o tym dowiedzieć, w latach powojennych (lata 40/50) komuniści dokonali bardzo sprytnej socjologicznej sztuczki. Z zacofanej i zabiedzonej prowincji przerzucono wtedy do miast rzesze prostych i niewykształconych ludzi. Brano głównie tych bez charakteru, gdyż prawdziwy chłop ziemi nie chciał opuścić.
W miastach im zbudowano bloki z wielkiej płyty, które im się zdały pałacami. Potem im umożliwiono zrobienie zaocznej matury, co oni uznali za awans społeczny. Ci właśnie ludzie, z grubsza okrzesani w hotelach robotniczych, przepoczwarzyli się z czasem w coś w rodzaju „przyzakładowych wierchuszek”. Słowem ni pies, ni wydra, albo lepiej, zdegenerowany twór bez rodowodu. Jednocześnie komunistyczna propaganda tłukła im bezustannie do głowy, że swój awans zawdzięczają dbającej o ich interesy władzy ludowej, co się w ich mózgach zakodowało na trwałe w formie ślepej wdzięczności dla komuny. To ci właśnie ludzie stanowili służący wiernie stalinowskiemu reżimowi pierwszy rzut zasilający szeregi PZPR, milicji i urzędu bezpieczeństwa, a mówiąc językiem młodych, wpuścili nas w kanał, w którym nadal tkwimy aż po dziurki w nosie.
 
W następnym pokoleniu (lata 60/70), ich dzieci pokończyły już częściowo studia tworząc grupę „nowej inteligencji”, drastycznie odmiennej kulturowo od ideałów inteligencji „starej” wywodzącej się z czasów przedwojennych. Tu skłaniałbym się ku zastąpieniu terminu „nowa inteligencja” określeniem „klasa ludzi wykształconych w pierwszym pokoleniu”. Ta grupa społeczna od inteligencji „starej” różniła się głównie tym, iż nie wyniosła z domu praktycznie żadnych głębszych wartości. I choć nieźle wykształcona zawodowo, nie miała, świadomości, bądź jej nie dopuszczała, iż jest genetycznie skażona piętnem służalczej wdzięczności wobec komunistów, którzy umożliwili ich ojcom społeczny awans. Myślę, że to ci właśnie ludzie poparli, a jeszcze żyjący nadal popierają wprowadzenie stanu wojennego traktując generała Wojciecha Jaruzelskiego, jako męża stanu. I w pewnym sensie nie można ich za to winić, gdyż tak ich po prostu wychowano. Więc uwierzyli tę w komuszą ściemę.
 
Po upadku komuny wydawało się przez moment, że nastąpi odrodzenie prawdziwych polskich elit. Otóż nic bardziej złudnego, gdyż proces ten skutecznie storpedowali zbałamuceni przez pewnego redaktora poczytnej gazety wnukowie tych, których w latach 40/50 przesiedlono do miast.
W tym przypadku, ten genetycznie spolegliwy, tym razem wobec post-komuny, materiał ludzki został wykorzystany, trzeba przyznać sprytnie, przez wspomnianego redaktora. Mechanizm był identyczny jak w okresie powojennym, czyli utwierdzenie ludzi w poczuciu społecznego awansu.
 
O ile sztuczka z „awansem społecznym prim” (tata 40/50) polegała na utwierdzeniu prostych i niewykształconych ludzi w przekonaniu, że przynależą do lepszej od reszty społeczeństwa awangardy władzy ludowej, to trik z „awansem społecznym bis” (po upadku komuny) polegał na utwierdzeniu ich już z grubsza okrzesanych i lepiej wykształconych wnuków w poczuciu, iż przynależą do grupy światlejszych i bardziej od reszty społeczeństwa postępowych ELIT. W pierwszym przypadku wykorzystano ciemnotę i niedouczenie, w drugim próżność, pychę i kompleksy ludzi, których na swój prywatny użytek nazywam „intelektualnie nowobogackimi”.  
 
Bezsprzecznie zdolny redaktor wspomnianej Gazety doskonale znał odbierającą rozum magiczną moc utwierdzenia „nowobogackiego inteligenta” w przekonaniu o przynależności do elity. Pan redaktor wiedział, że jak takiemu powie, że przynależy do crême de la crême III Rzeczypospolitej, to on nie dość, że w to głęboko uwierzy, to jeszcze będzie owego społecznego awansu (bis) bezkrytycznie bronił do ostatniej kropli krwi. Więcej, w obawie przed utratą nowego statusu wyróżniającego go ponad resztę „ciemnego” społeczeństwa, taki delikwent zrobi dosłownie wszystko, byle się świat nie dowiedział, co sobą reprezentuje naprawdę. I tu moim zdaniem leży tajemnica irracjonalnie wysokich notowań Platformy oraz Ruchu Palikota, popieranych w znakomitej większości przez takich właśnie ludzi. Popieranych bezmyślnie i bezkrytycznie, w obawie, że ewentualny upadek ich partii grozi weryfikacją elit, co dla nich oznaczałoby możliwość utraty ich awansu z chłopa na "chłopka roztropka".
 
Tu jednak pragnę dobitnie zaznaczyć, że tych ludzi nie należy, broń Boże, społecznie dyskryminować. Jest to grupa niekwestionowanej inteligencji. Trzeba im tylko uświadomić, jak im zawrócono w głowach. Że dali się nabrać wspomnianemu redaktorowi, iż przynależą do grupy społecznej, która jest rzekomo bardziej światła, więc de facto lepsza od reszty.
 
I tu chciałbym się zwrócić do młodych dziennikarzy, którym nie miał kto powiedzieć, co tak naprawdę się liczy w hierarchii wartości i narodowym dziedzictwie. Poczytajcie Państwo więcej z dobrych źródeł, że systemy budowane na kłamstwie zawsze upadały. Żeby wam nie było kiedyś głupio, żeście się dali nabierać na tak zwaną "poprawność polityczną" i fałszywie pojmowaną "europejskość", tak jak niedgyś wasi rodzice na "dobrodziejstwa komunizmu".
 
A młodzi dziennikarze nieobciążeni genetycznie komuszym myśleniem powinni teraz, mimo wszystko spróbować wytłumaczyć "inteligentom" nowej generacji, że choć w większości przypadków całkiem nieźle wykształceni, stanowią jednakże grupę inteligencji przeciętnej, której daleko jeszcze do elit. Więcej, żeby ich spróbowali przekonać, iż zrzeczenie z ich zakłamanego i nieuprawnionego statusu (przynależności do elity) to nie żadna klęska, ale wręcz przeciwnie, powrót na sprawiedliwie im przynależny szczebel w hierarchii społecznej. Że jeśli się z tym pogodzą, staną się bardziej autentyczni, a co za tym idzie bardziej wiarygodni. Że nie będą się już musieli już bać o utratę nienależnego statusu. Że nie będą już musieli brnąć w zaparte. No i co najważniejsze, będzie im wtedy łatwiej się porozumieć z resztą społeczeństwa, że staną się znowu częścią narodowej wspólnoty. Że tylko wtedy będzie możliwe pojednania Polaków.
 
Dlatego uważam, że nieobciążeni komuną młodzi dziennikarze, wbrew lansowanej przez Palikota modzie na olewanie wszelakich standardów, powinni odważnie obnażyć kompleksy, zakłamanie, płytkość ideową i pretensjonalność ludzi, którzy poszli za wymachującym plastikowym penisem wykształciuchem z Biłgoraja.
 
Bo silnym może być tylko państwo oparte na prawdzie i elitach rzeczywistych, a nie samozwańczych.
 
Pytacie jak to zrobić?
 
Myślę, że dalsze kultywowanie kłamliwego stereotypu, że patriotyczna prawica to obciach jest drogą do nikąd, bo będzie wciąż rozniecało wojnę polsko polską.
 
Uważam natomiast, że młodzi i inteligentni dziennikarze, którzy widzą przecież, co się dzieje w Polsce, zarówno ci z prawej, jak i z lewej strony powinni zdemaskować rzeczywistą jakość post-komunistycznych elit III RP.
Czas już by obnażyć ich prawdziwy rodowód, mierny poziom, zakłamanie, miałkość ideową i bezpardonową hipokryzję. Odważnie i konsekwentnie demaskować, ale, co bardzo ważne, bez podszczuwania i agresji, starając się unikać nadmiernego patosu i nut martyrologicznych, co bardzo drażni i zniechęca młodych.
  
Trzeba wreszcie napisać i głośno powiedzieć, kto rzeczywiście podzielił Polaków.
 
Dlatego rzetelni dziennikarze powinni zacząć pisać, że Polaków podzielił już w roku 1995 wspomniany redaktor wpływowej Gazety wraz z pewnym miłośnikiem białowieskich żubrów. To oni w słynnej odezwie do narodu opublikowanej na łamach Gazety Wyborczej przekonali Polaków by wybrali swoim prezydentem Aleksandra Kwaśniewskiego, co de facto postawiło postkomunistów u władzy do dnia dzisiejszego!!! To już wtedy Polska pękła na pół, rozpadając się na „lewacko” post-komunistyczną i „prawicowo” patriotyczno-solidarnościową, a resztki prawdziwej inteligencji udały się na emigrację wewnętrzną, na której pozostają do obecnej chwili. Bo to oni podzielili Polaków, a nie bracia Kaczyńscy, jak ściemniają media mainstreamowe.
 
I tu mam kolejny apel do młodych dziennikarzy myślących z autentyczną troską o Polsce.
Trzeba koniecznie uaktywnić stojącą świadomie z boku sceny politycznej awangardę inteligencji wywodzącej się z tradycji przedwojennych. To wielki potencjał intelektualny. Muszą to jednak zrobić dziennikarze, bo politycy dowiedli, że tego nie potrafią.
 
Wielu dziennikarzy i komentatorów zastanawia się nad genezą szerzącej się w Polsce plagi nienawiści, przybierającej często formy wręcz wynaturzone.
 
Media głównego nurtu konsekwentnie oskarżają o ten stan rzeczy Jarosława Kaczyńskiego wmawiając Polakom, że to on jest powodem wszelkiego zła. A prawda jest taka, że choć świętym nie jest, to jednak nie Jarosław Kaczyński sieje nienawiść, lecz ci, którzy się panicznie boją, że zostaną przez niego zdemaskowani. Bowiem zdają sobie sprawę, że ten człowiek jest na tyle zdolny i odważny, iż może tego dokonać. Stąd ich nienawistna agresja. Moim zdaniem ten sam rodzaj strachu zrodził ideę grubej kreski, wywołał zaciekły opór przeciwko lustracji, a obecnie stymuluje coraz to bardziej pokrętne próby niszczenia opozycji prawicowej. Jeśli nie zdemaskujemy tego stanu rzeczy, Polska nigdy nie ruszy do przodu.
 
Co zatem robić? Podpowiadam:
 
Trzeba zacząć taktownie wykpiwać nieuprawnione mentorstwo panów Wajdów, obsceniczność panów Kutz’ów, nienawistne zaplucie panów Bartoszewskich, antypisowskie fobie i chamstwo panów Niesiołowskich, pretensjonalne stroje i fryzury panów Palikotów, żałosne anegdoty panów Żelichowskich i tak dalej. Ale co ważniejsze, opartą na kłamstwie chełpliwość Premiera i kompromitującą nieudaczność jego rządu wynikającą z politycznej niemocy Platformy. 
 
Bo gdybyśmy to zrobili wcześniej, mielibyśmy już dawno piękne autostrady, a młodzi ludzie podpuszczeni przez Janusza Palikota z pewnością by nie sikali pod krzyżem na modlących się ludzi.
 
Dlatego trzeba koniecznie odkłamać wylansowany ostatnimi laty stereotyp myślowy, że „lewactwo to cnota, a patriotyzm to obciach”. Uważam to za jedno z najważniejszych obecnie wyzwań dla młodych i uczciwych dziennikarzy.
 
Trzeba uaktywnić błyskotliwą młodzież, dowcipnych satyryków, a także młodych pisarzy, publicystów i blogerów. Protesty przeciwko ACTA pokazały, że mamy fantastyczną młodzież.
 
Trzeba zacząć odsuwać od wpływu na polskie sprawy medialnych tuzów, którzy od lat klepią w kółko te same żałosne androny.
 
Trzeba mówić i pisać odważnie, ze zdecydowaną pewnością siebie i poczuciem racji, ale nie wyższości. Jak ognia unikać tonu mentorskiego, stronić od tonów smutnych i śmiertelnie poważnych. Używać częściej języka młodzieżowego, również tego, który może drażnić. Trudno. Taki jest wymóg chwili. Szkody naprawimy później. Należy też pesymizmu, bo młodzi to biorą za słabość.
 
I trzeba Pisać! I to nie pięć, dziesięć czy piętnaście artykułów, ale sto lub więcej rocznie. Dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, rok po roku. Trzeba wypracować jasny i przejrzysty program naprawy Rzeczypospolitej, coś na modłę narodowej dezynsekcji. A jak braknie dziennikarzy niech piszą ludzie w Internecie, gdzie mogą wymieniać myśli i informacje poza wpływem polityków.
 
Trzeba za wszelką cenę przywrócić Polakom umiejętność samodzielnego myślenia. Przykro mi o tym mówić, ale nawet w środowisku akademickim, w którym spędziłem kilkadziesiąt lat, wciąż jeszcze gros moich koleżanek i kolegów, nie wyłączając kadry profesorskiej, do godziny jedenastej przed południem nie ma własnego zdania. Dlaczego? Bo około dziesiątej kupują w uczelnianych kioskach Gazetę Wyborczą. Dopiero po przełknięciu, bez konieczności przeżuwania, gotowej papki informującej o obowiązujących w „eleganckim towarzystwie” trendach, powtarzają bezrozumnie podsunięte im sprytnie opinie i komentarze. Tak, trzeba wreszcie odważnie powiedzieć, że sprytnie sterowana bezmyślność zagościła na dobre również na naszych uczelniach.
 
I nie mam cienia wątpliwości, że jeśli młodym dziennikarzom udałoby się wdrożyć nowatorski program naprawy Polski oparty na prawdzie, to byśmy rzeczywiście ruszyli z kopyta do przodu. 
 
Trzeba tedy koniecznie odsunąć od wpływu na polskie sprawy błaznów poprzebieranych w szaty „kultury wysokiej” i „europejskości”, a także wykpić imponujący młodym ludziom, graniczący ze śmiesznością snobizm i patologiczne szpaniarstwo towarzystwa wzajemnego zachwytu nad samymi sobą, tworzącego „salon” III RP.
 
Bo nie można dawać przyzwolenia by wzorcem dla młodych ludzi był przebierający się w gangi od Armaniego nadęty chłopski filozof z dżojntem w zębach, który aromatu Cohiby nie odróżnia od swądu kiszonego ogórka.
 
Wierzę, że wielu młodych ludzi wie, o co mi chodzi.
 
I git majonez!
 
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
 
 
Patrz również:
 
echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości