Mecz był niezwykle ostry i brutalny.
Platformersi polowali zawzięcie na Prezesa Kaczyńskiego. Przy każdej okazji faulowali go po kostkach, goleniach i żebrach. Poszturchiwali. Ciągnęli za koszulkę. Podkładali nogę. Gdy padał na murawę kopali bez piłki. A sędzia udawał, że tego nie widzi.
W ostatnich minutach meczu Prezes przeprowadził jednak koronkową akcję.
Wywiódł w pole Niesioła, okiwał Gowina, położył na trawie Szejnfelda, przedarł się na pole karne, zrobił dwa kółeczka, minął zwodem Grasia i podał Porębie, który założył siatkę Protasiewiczowi i odegrał do swojego szefa. A ten, ku rozpaczy Donaldinio, efektowną przewrotką huknął jak z armaty. Jednakże, trafił w poprzeczkę zmobilizowanej przez Michnika postkomuny.
Ale wynik meczu jest de facto remisowy bo Platforma prestiżowo straciła (nie będzie rządzić samodzielnie), a PIS zyskał, bo miał przecież wypaść z pierwszej ligi.
I na tym właśnie polega geniusz Jarosława.
Bo jak parzyłem po meczu na uśmiechnięte oczy pana Kaczyńskiego to sobie pomyślałem, że on specjalnie w tę poprzeczkę wycelował. Bo nie było sensu brać władzy po rządach Platformiy, gdyż dopiero teraz się okaże, co nasz Donaldinio naprawdę zmajstrował. Moim zdaniem jak ludziom bieda zajrzy do kieszeni i żołądków, będziemy mieli rewanż. I to szybciej niż się może zdawać.
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
I tylko nie potrafię zrozumieć, co się z nami stało - patrz: