Rys. Narek Prusisz / Jurek.pl
Rys. Narek Prusisz / Jurek.pl
echo24 echo24
1103
BLOG

KOMPLEKS JAROSŁAWA

echo24 echo24 Rozmaitości Obserwuj notkę 16

 

Od dawna męczy mnie pytanie, dlaczego aktywiści i wielbiciele Platformy w tak wynaturzony sposób nienawidzą Jarosława Kaczyńskiego???
 
Dlaczego nazwisko Prezesa wywołuje u nich niepohamowaną agresję, na przemian wypieki i bladość, wytrzeszcz gał, trzęsiączkę, jąkliwość i zapowietrzenie, a w wcale nie rzadko ataki apopleksji i drażliwość jelita grubego???
 
Dlaczego w mediach mainstreamowych nazwisku Jarosława Kaczyńskiego niezmiennie od lat towarzyszy smrodliwy opar pomyj i fekaliów doprawiony gradem obleśnych przymiotników, bluzgów, inwektyw i zniewag w stylu palikocim???
 
Myślę, że odpowiedź jest wbrew pozorom stosunkowo prosta. Otóż moim zdaniem powodem tej całej histerii jest paniczny lęk przed geniuszem politycznym „Prezesa Wszechczasów”, bądź używając języka nauki, wywodzący się z syndromu wykształciucha „kompleks Jarosława”.
 
No bo jak inaczej wytłumaczyć ów socjologiczny fenomen, że w po-sierpniowej historii polskiej polityki o nikim nie powiedziano i napisano więcej, niż o tym „nie wartym nawet wzmianki nieudaczniku, który nawet nie ma karty kredytowej...".
 
Otóż, w mojej opinii, wiedzących zawsze lepiej platformersów doprowadza do obłędu bezskuteczność nieustannej nagonki patrycjatu salonu na pana Prezesa, choć choleryczny leśny dziadek Bartosz, flegmatyczny safanduła Jędrzej i żółwiowato nieśpieszny Tadeusz poobgryzali do kości paznokcie żeby mu dołożyć.
 
Do tego jeszcze dochodzi daremność jadowitej krytyki mediów mainstreamowych.
 
Bo ileż to razy na politycznym ringu Michnik bił poniżej pasa, a sędziowie udawali, że tego nie widzą. Ileż nieczystych ciosów musiał przyjąć Prezes. Na korpus - od dyspozycyjnych żurnalistów tefałenu Olejnik, Pochanke, Kolędy, Żakowskiego, Wołka, Lisa, Miecugowa..., na wątrobę - od mistrzów antykaczej propagandy Markowskiego, Krzemińskiego, Czapińskiego i Śpiewaka..., na szczękę - od kickboksingowych rzeźników Kuczyńskiego, Palikota, Nowaka, Sikorskiego, et consortes, i prosto w splot słoneczny - od tandemu Miller – Anodina. Nawet super-champion Kliczko ducha by wyzionął.
 
Bili bezlitośnie, jak w bęben.   A gdy się tylko zachwiał, z platformerskiej loży rozlegało się zdziczałe wycie: Złam mu szczenę! Podbij oko! Wybij zęby! No bij! Zabij! Dobij! Żeby już nigdy nie wstał! A że ludzi nie trudno podpuścić, rozpalona widownia wyła razem z nimi. Aż trafiony rzuconą przez kogoś butelką upadał na deski. A, gdy go znosili do szatni, pluli jeszcze na niego w przejściu obłąkany Stefek Burczymucha i toksyczna Janka.
 
Nazajutrz Gazeta Wyborcza wybijała tłustą czcionką tytuły: „Wiekuisty koniec mistrza”, „Już nigdy nie wróci na deski” i tak dalej.
 
Słowem wydawało się, że ten wstrętny Jarosław wreszcie jest skończony, unicestwiony, zmieciony po wsze czasy ze sceny politycznej, prawda?
 
Otóż, gówno prawda, jak zwykł mawiać ksiądz Tischner. 
 
Bo pan Prezes, za każdym razem odradzał się jak Feniks z popiołów. Odnowiony, rześki, gotowy do walki o Polskę.
 
Ileż to już razy mieli go na widelcu. Ileż to już razy witali się z gąską. A gdy na Polskę spadła smoleńska tragedia aż im pociekła ślinka, że tym razem już się nie podniesie. A on, nie dość, że się pozbierał, to omal nie został Prezydentem Rzeczypospolitej.
 
A obecnie, im bliżej 9-go października, tym bardziej trzęsą się portki Tuskowi i jego drużynie, czującej na karku oddech wrednego Kaczora.
 
Pomstują więc i rwą włosy z głowy. My, tacy mądrzy, światli, dorodni, wygalantowani, w każdym calu europejscy, a tu znowu ten kurdupel z nie zawiązaną sznurówką może pociągnąć za sobą Polaków do urny. Sodoma i gomora. Salon rozsyła wici, wyją psy, krowy nie dają mleka, wszak wie każde pacholę, że władzę możemy dzierżyć – Tylko my!!! I co tam jakaś Polska. Jakiś Bóg, Honor czy Ojczyzna. Co tam narodowa pamięć, dziedzictwo kultury i temu podobne pierdoły. Na grzyba komu przyzwoitość. Pieprzyćdług publiczny i jakieś tam bezpieczeństwo kraju. Liczy się tylko audiotele, taniec z gwiazdami, szansa na sukces i szkło kontaktowe - a co najważniejsze - żeby wygrać kolejne wybory, utrzymać w łapskach władzę i chapać, chapać, chapać, co się da pod siebie.
 
A mają się czego bać zawłaszczający Polskę różowi siewcy nowego porządku. Bowiem wiedzą, że pan Prezes po przejęciu władzy może zdemaskować ich prawdziwy status, albo jak kto woli zakodowane w genach piętno „wykształciucha”. W tym miejscu uchylam kapelusza przed Ludwikiem Dornem za to wyjątkowo trafne określenie.
 
Już tłumaczę, co tym razem mam na myśli.
 
Po upadku komuny wydawało się przez moment, że nastąpi odrodzenie rzeczywistych polskich elit. Niestety, nie dopuścili do tego podpuszczeni sprytnie przez Michnika potomkowie tych, których po wojnie, nie bez przyczyny, przeflancowano spod strzechy do miasta wszczepiając im tym samym w podświadomość genetyczną wdzięczność dla komuny.
 
Sztuczka polegała na utwierdzeniu ludzi w poczuciu społecznego awansu. Mechanizm psychologiczny tego triku obrazuje prosty przykład. Jeśli garbatemu powiedzieć, że jest prosty jak struna to choć wie, że to ściema, chętnie uwierzy w tę blagę. Podobnych przykładów można podać multum.
 
Ale, o ile po wojnie o przynależności do lepszej od reszty społeczeństwa awangardy władzy ludowej utwierdzono ludzi prostych i niedouczonych, to trik Michnika po okrągłym stole polegał na wciśnięciu kitu ich już z grubsza okrzesanym i ciut lepiej wykształconym potomkom, iż przynależą do starannie wyselekcjonowanej ELITY obywateli światlejszych od moherowej żuli spod znaku wywrotowca Ojca Dyrektora.
 
W pierwszym przypadku wykorzystano ciemnotę i niedouczenie, w drugim zaś próżność, pychę, wystającą z butów słomę i genetyczne kompleksy tych, których na swój prywatny użytek nazywam w wersji „soft” wykształciuchami, natomiast w wersji „hard”butnymi kretynami z cygarami w zębach, poprzebieranymi w garnitury od Bossa i Armaniego, którzy aromatu Cohiby nie odróżniają od swądu skisłego ogórka, a w durnej pogoni za nową Europą wystarcza im jedna książka rocznie – katalog turystyczny z Biura Neckermann’a. Przepraszam wszystkie Panie, ale muszę także przy okazji wspomnieć o ponurym zjawisku, które osobiście nazywam „pandemią różowej subkultury” – patrz niegdysiejsza pierwsza dama, która w TVN Style naucza rodzimych kretynów jakim widelczykiem należy dźgnąć bezę w „dobrym towarzystwie”.
 
Super-redaktor rezydujący przy ulicy Czerskiej znał doskonale odbierającą ludziom rozum magiczną moc utwierdzenia „wykształciucha” w wierze o przynależności do krajowych elit. Wiedział, że jak takiemu gostkowi powie, że powinien się wstydzić tradycyjnej Polski bo właśnie dostąpił zaszczytu wejścia w poczet crême de la crême elit III Rzeczypospolitej, to on nie dość, że w to głęboko uwierzy, to jeszcze skretynieje na tyle, że będzie owego nieuprawnionego statusu bezkrytycznie bronił, byle się świat nie dowiedział, co sobą reprezentuje naprawdę. I zegarmistrz światła purpurowy z Czerskiej zabełtał ludziom w głowach, mam na myśli - sic! - miałki ideowo, zdegenerowany twór bez rodowodu. I na tym właśnie polega magiczny sekret sukcesu Platformy.
 
Ten nieco przydługawy wywód moja śp. Mama kwitowała zwykle jednym prostym zdaniem: „Pamiętaj syneczku, nie ma nic gorszego, jak pozwolić cieciowi by się poczuł Panem”. A słuszność wywodu mamusi udowodnił ciut później nad wyraz obrazowo sam Sławomir Mrożek w dziejowym dramacie pt. „Tango”, którego bohaterem, jak z pewnością pamiętacie, jest cieć okazowy o imieniu Edek.
 
A, ile razy pomyślę o Edku, przypomina mi się jak w stanie wojennym biłem się z ZOMO pod Arką w Nowej Hucie narażając życie, a w tym samym czasie cwani dekownicy, których na demonstracjach nie było bo zrobili w gacie, tworzyli pod osłoną nocy obce polskiej tradycji, bezideowe pryncypia Trzeciej Rzeczypospolitej.
 
Więc na koniec wołam gromkim głosem:
 
Rodacy! Żarty się skończyły! Wybory za pasem! Ważne jak nigdy dotąd! Bo chroń nas Panie Boże przed rządami Edków. Byśmy potem przez całe dekady nie musieli jojczyć:
 
MIAŁEŚ CHAMIE ZŁOTY RÓG! CHCIAŁO CI SIĘ CZAPKI Z PIÓR! OSTAŁ CI SIĘ JENO...
 
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
 
P.S.
Pragnę jednakże wyraźnie zaznaczyć, że wykształconych ludzi pochodzących ze wsi nie wolno, broń Boże, społecznie dyskryminować. Jest to grupa niekwestionowanej inteligencji. Należy im jedynie uświadomić, że im trochę zawrócono w głowach. Że dali się nabrać panu Michnikowi, który im sprytnie wmówił, iż przynależą do grupy społecznej, która jest bardziej światła, więc de facto lepsza niż reszta „obciachowej ciemnoty”. To, i tylko to miałem na myśli pisząc o "wykształciuchach".
 
P.P.S.
Jeśli kogoś zwiódł tytuł niniejszego tekstu rekompensuję tę wpadkę przyjaznym uśmiechem :) :) :)
 
Patrz również:
 
echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości