echo24 echo24
5391
BLOG

Baśń o tym, jak ciemny Kaczor światłą opozycję w capa zrobił

echo24 echo24 PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 24


Jeszcze do niedawna nadwiślańskim Laszkom i Lachom wydawało się, że kniaź Donald vel Tusk będzie Lechistanem wiecznie rządził.

Ale dobry Bóg nie odwrócił się na szczęście od Polski i kilku kelnerom ze szpanerskiej warszawskiej knajpy Sowa & Przyjaciele mieszczącej się nomen omen przy ulicy Gagarina, gdzie bezczelne szuje rządu kniazia Donalda lubiły zaglądać na zakrapiane ośmiorniczki, - podszepnął kilku szczwanym Lachom diabelski pomysł by pogaduchy szabrujących Lechistan bez opamiętania szubrawców nagrali. I wybuchła afera nazwana taśmową. Ciemny lud nadwiślański różne dziwy widywał, ale takich jaj nawet prorok Mrożek by nie przewidział. Bo jak pewnego razu u Sowy opiekun lechickiego skarbca razem z szefem tajnej policji jak świnie się przy tych ośmiorniczkach uchlali, ten pierwszy się wygadał, że królewska kasa jest pusta, a ten drugi się przyznał, że "zielona wyspa" to już tylko „chuj, dupa i kamieni kupa”. Szpakami karmieni kelnerzy to wszystko nagrali i sprzedali wrednym żurnalistom, no i sprawa się rypła. A jak się Donald kapnął, że ciemnego Luda już się dłużej nie da robić w trąbę zaczął smolić cholewki do niegrzeszącej urodą germańskiej cesarzowej, która się na zabój zakochała w jego złotoustej gadce, rozbieganych ślepkach i ryżej szczecinie załatwiając mu bryknięcie na ciepłą posadkę do Brukseli, gdzie go prezydentem Starego Kontynentu zrobiła.

Po ucieczce Donalda krainę ciemnego Luda spotkało kolejne nieszczęście, bo nad Wisłą zaczęła rządzić jego następczyni księżna Ewa, która zasłynęła z tego, że podczas wizyty u germańskiej cesarzowej miast przedefilować po krasnym dywanie przed kompanią honorową wlazła na płot i fotoreporterom honory oddała. A potem na okrągło takie głupoty paplała, że ciemny lud musiał się za nią przeokropnie wstydzić, aż się w końcu zdenerwował i wybrał sobie pobożnego prezydenta, a zaraz potem przeprosił się z ludojadem Jarosławem powierzając jego partii władzę z przewagą sejmową.

I zaczęła się nad Wisłą sodoma i gomora, bo różowy salon pielęgnujący w swych szeregach bolszewię najpierwszego sortu, śmiertelnie przerażony, że kaczor Jarosław wyżre mu do reszty wszystkie konfitury dostał kompletnego pierdolca i za cholerę się nie chcąc się pogodzić z wolą ciemnego Luda obmyślił skrycie bratobójczy zamach stanu. Najpierw chcieli obsadzić po brzegi swymi pachołkami nadwiślański trybunał, a jak im się nie udało, to pod wodzą czesanego w kucyk cwaniury wyprowadzili na ulice Lechistanu wszystkie dzieci resortowe wraz z wnukami, rzucając także do walki z faszystami Jarosława waleczne szwadrony nieprzystojnie pyskatych dziuń, które tym, co wygadywały zaprzeczyły niezbicie teorii rozwoju gatunków Karola Darwina, która zakładała, że ewolucja postępuje zawsze w trendzie rozwojowym. Owe dziunie stymulował intelektualnie wyciągnięty z kapelusza watażka z niskim czółkiem, który pieprzył takie androny, że kaczor Jarosław w zasadzie nic nie musiał robić tylko się spokojnie przypatrywać.

Ale, dożarta opozycja za cholerę nie chciała odpuścić. Zaczęła, więc knuć bezwstydnie przeciw nowej władzy wraz z międzynarodową mafią opiniotwórczych instytucji prawnych mającą zaprzedanych jej sługusów na prastarych uniwersytetach Jagiellońskim i Warszawskim, zaś jej tutti do cappo świętobliwą Hannę stojącą na czele Komisji Weneckiej. I tak wszyscy razem pluli na kaczora Jarosława wylewając mu na głowę hektolitry pomyj i fekaliów, że zbuntowali przeciw niemu paru kniazi Euro Landu. Ale kaczor Jarosław wcale się tym nie przejmował i swoje robił. Wtedy rozwścieczona do żywego opozycja rzuciła na front gamonia słynącego z tego, że się mizdrzył z głupawym uśmieszkiem do kamer, a ciemny lud go Fernaldelem przezywał. Tenże gamoń wraz ze wspomnianym szefem sejmowego haremu rozwrzeszczanych myszek postanowili znienawidzonemu kaczorowi zablokować Parlament. Zajęli, więc siłą mównicę sejmową i fotel marszałka zarządziwszy okupację parlamentu w cyklu całodobowym. Przez prawie miesiąc okropnie paskudzili na sali obrad sejmowych, śpiewali o Kaczorze przebrzydłe piosenki i cały czas się odgrażali, że będą do upadu tę okupację prowadzić licząc skrycie, że się kaczor Jarosław w końcu wścieknie i wezwie halabardników by ich z parlamentu na zbity pysk wyrzucili, a wtedy ciemny lud na własne oczy ujrzy, że Kaczor to bezwzględny egzekutor, zamordysta i szubrawiec.  

Zaś, gdy zaczął się zbliżać dzień wznowienia obrad okupowanego parlamentu, cały Lechistan wstrzymał oddech oczekując rozpierduchy, jakiej jeszcze świat nie widział.

Ale przebiegły Kaczor Jarosław, nie po raz pierwszy zresztą, wszystkich przechytrzył i wymyślił plan strategiczny, jakiego nawet sam Lucyfer by się nie powstydził. Namówił się, bowiem z marszałkiem parlamentu, że ten w momencie rozpoczęcia obrad ni z gruchy ni z pietruchy zapowie minutę ciszy ku pamięci kilku zmarłych Lachów, co niechybnie zamknie mordy nabuzowanej opozycji, której nie będzie wypadało, jak to zwykła czynić tupać, wyć i skomlić, a próba zrozumienia przez tych kałmuków tego, co się stało wywoła u nich reakcję blokady myślenia. Co też rzeczywiście sprawdziło, bo nim ogłupiali okupanci ochłonęli, marszałek zdążył już ogłosić kilkudniową przerwę w obradach i było po zupie.

A ten majstersztyk taktyki politycznej bez wątpienia przejdzie do historii lechickiego parlamentaryzmu czyniąc wrednego kaczora Jarosława postacią historyczną.

Krzysztof Pasierbiewicz (Akademicki Klub Obywatelski (AKO) im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Krakowie)

Post Scriptum

A tu możecie Państwo wysłuchać początku dzisiejszej baśni, zapraszam serdecznie:

http://www.youtube.com/watch?v=EGwcnKvu3vg



echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka