echo24 echo24
906
BLOG

Na czym polega terror poprawności politycznej

echo24 echo24 Polityka Obserwuj notkę 11

Musimy mieć odwagę,
by powiedzieć stanowcze "nie" poprawności politycznej.
Poprawność polityczna oznacza dzisiaj
ograniczenie wolności słowa, badań naukowych…”
Jarosław Kaczyński

Motto:
"Zwykle myśli się o przemocy fizycznej,
ale przed przemocą fizyczną idzie symboliczna,
czyli terror wymuszania myśli i zachowań..."

Po wypowiedzeniu powyższych słów przez Jarosława Kaczyńskiego w Legionowie w mediach głównego nurtu rozgorzała ożywiona dyskusja, czy słusznym jest to, co powiedział prezes Prawa i Sprawiedliwości.
 
Eksperci dyskutują, a ja uważam, że najlepszymi argumentami za lub przeciw są konkretne przykłady z życia wzięte i podam teraz taki właśnie przykład.
 
W roku 1995, na drugi dzień po wyborze Aleksandra Kwaśniewskiego na Prezydenta, kiedy rankiem ogłoszono oficjalne wyniki, w odruchu desperacji napisałem coś w rodzaju listu otwartego, który wręczyłem wybranym znajomym z krakowskich kręgów biznesowych, artystycznych i naukowych.
Oto jego tekst:
 
„W dniu zwycięstwa „Olka” pragnę pogratulować bezspornego sukcesu wszystkim zwolennikom grubej kreski, którzy pozostawili postkomunistów u władzy de facto na kilka pokoleń.
Gratuluję również elitom naszej partii inteligenckiej, która przez kilka lat wmawiała Polakom, że to już nie ci sami komuniści. Największe gratulacje należą się jednak panu Adamowi Michnikowi i jego gazecie za to, że nawołując razem z panem Cimoszewiczem do pojednania przekonali ludzi do głosowania na postkomunistów. 
To nie naród należy winić za to, co się stało z polską 19-go listopada 1995
 Krzysztof Pasierbiewicz                                                                Kraków, 20 listopada 1995”

 
Reakcją na ten list był graniczący z furią ostracyzm krakowskiego salonu wpływu, a także dystans ze strony przyjaciół bojących się salonowi narazić.
 
W efekcie, o ile przez całe lata dostawałem rokrocznie kilkadziesiąt zaproszeń do różnych krakowskich salonów, oraz na imprezy organizowane przez salon podwawelskiego Krakówka, po moim liście, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zaproszenia urwały się, jak nożem uciął, z wyjątkiem kilku najbliższych Przyjaciół, którzy mnie wciąż zapraszali okupując to jednak stresem i widocznym w ich oczach strachem bym przypadkiem nie wystrzelił z czymś niepoprawnym politycznie.
 
Nie było to miłe doświadczenie, ale pozwoliło mi się przekonać naocznie, że tak zwany „salon” to rodzaj mafijnej „loży” ze świetnie zorganizowanymi nieformalnymi strukturami, której orężem jest są obłożenie delikwenta klątwą zmowy milczenia i tak zwane przyprawianie gęby na każdym kroku i przy każdej możliwej okazji używając niby mimochodem takich określników, jak niemota, palant, psychol, debil, złamas kutany i tak dalej.
 
A jak dziesięć lat później rzeczony list otwarty opatrzony tytułem „Nabrani przez redaktora” przedrukował „Newsweek” (Nr 20/2005) okrzyczano mnie natychmiast lokalnym „pisowcem”, choć do dzisiaj nie wiem, gdzie ta partia ma swoją główną siedzibę w Królewskim Mieście Krakowie, gdzie mieszkam.
 
Już wtedy jakakolwiek krytyka pod adresem obozu wywodzącego się z pnia Unii Demokratycznej kończyła się okrzyknięciem krytykującego pisiorem, oszołomem, ciemniakiem i obciachowym szaleńcem.
 
W efekcie doszło do sytuacji iście kuriozalnych i podam dość zabawny przykład.
 
Otóż od czasu, kiedy swoje poglądy ogłosiłem publicznie, pewna zaprzyjaźniona ze mną krakowska hrabina zaczęła wydawać imieniny w dwu turach. Przyczyną był szantaż krakowskich salonowców polegający na tym, że jeśli ktoś się odważył zaprosić osobę „politycznie niepoprawną” zostawał z automatu usunięty z tak zwanego dobrego towarzystwa. Ponieważ mojej wieloletniej Przyjaciółce za cholerę nie wypadało mnie nie zaprosić, zaczęła urządzać imieniny dwuetapowo. Salonowców i masonów rotariańsko jagiellońskich zapraszała w pierwszej, a mnie w drugiej turze, na którą dopraszała ludzi spoza tak zwanego „towarzystwa”. Najsmutniejsze jest jednak to, że robiła to ze strachu przed zemstą salonu za sprzeniewierzenie się kanonowi poprawności politycznej narażając na szwank naszą wieloletnią przyjaźń.
 
A jak jakiś czas temu napisałem kilka ostrych notek pod adresem salonowego Krakówka określając to bractwo wiecznie rozgadanym towarzystwem wzajemnego zachwytu nad samymi sobą, jeden z moich znajomych krakowskich legalistów do mnie zadzwonił i przestrzegł, że jak się na tym moim blogu nie uspokoję, to powinienem wziąć pod uwagę, że jakby, co, do, czego przyszło to krakowscy lekarze nie będą mnie leczyć, zaś o pomocy prawnej mogę zapomnieć na zawsze.
 
Myślę, że powinno na początek wystarczyć.
 
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki)

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka