echo24 echo24
1564
BLOG

Magia namiętności – odcinek (21)

echo24 echo24 Polityka Obserwuj notkę 184

A tu współczesna wesja tego, co niżej opisane

https://www.youtube.com/watch?v=QESqcx4J3ZQ

Braterstwo 
Ewa zauważyła, że od jakiegoś czasu bywa w towarzystwie inna od całej reszty trzydziestolatka o szlachetnych, europejskich rysach. Jak się okazało, żona znaczącego, francuskiego dyplomaty. Przykuwała uwagę, albowiem w przeciwieństwie do zawsze wyfiokowanych dam bywających w towarzystwie była małomówna i kompletnie nie dbała o fryzurę i makijaż sprawiając chwilami wrażenie, jakby dopiero, co wstała z łóżka. Mało, z kim rozmawiała, trzymała się zwykle z boku i dosyć dużo piła wypalając przy tym sterty papierosów. Mimo to dało się zauważyć, że ta zagadkowa dama ma styl, o jakim reszta mogłaby tylko marzyć. Sekret jej szyku leżał w na pozór skromnym ubiorze. Bogato ubrane damulki wystrojone w najdroższych butikach brały ją za kopciuszka, nie przepuszczając okazji do zgryźliwych uwag, na co dumna Francuzka nie reagowała.
 
Pewnego dnia Ewa zdobyła się na odwagę i zagadnęła tajemniczą damę:
– Mam na imię Ewa i bardzo bym chciała panią poznać.
– Nie widzę problemu! – odparła nieco zdumiona Francuzka. – A mogę wiedzieć, dlaczego właśnie mnie?
– Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale przyglądam się pani od jakiegoś czasu i sprawia pani wrażenie wyalienowanej z towarzystwa, a ja...
– A to heca! Dokładnie to samo myślałam o tobie – przerwała jej Francuzka. – Mów mi na ty!  Mam na imię Emanuelle, zapalisz? – spytała wyjmując z torebki paczkę rothmansów.
– Nie, dziękuję, nigdy nie paliłam.
– No, to może drinka? 
– Tego nie odmówię – uśmiechnęła się porozumiewawczo Ewa.
Poprosiły kelnera o dwie krwawe Mary.
– Zwróciłam na ciebie uwagę – zaczęła Emanuelle – bo moim zdaniem świetnie się ubierasz, a nie stroisz, jak te wszystkie... Wiesz, co mam na myśli?
– Lepiej niż ci się zdaje – uśmiechnęła się Ewa. – Byłam przez całe lata zawodową modelką.
– Od razu zauważyłam, że masz niecodzienne wyczucie stylu, barwy i proporcji. Podziwiam, jak dobierasz dodatki i jak dostojnie potrafisz się nosić! W przeciwieństwie do tych wszystkich kretynek, które choć ubrane w najdroższych galeriach wyglądają jakby nie miały lustra w domu.
– Dziękuję! 
Korzystając z okazji Ewa spytała:
– Przepraszam, jestem może trochę wścibska, ale czy możesz mi zdradzić, czemu jesteś zawsze taka smutna?
– Och! To długa historia – odparła Francuzka, sięgając po drinka. – Nie ma nawet, co zaczynać opowieści, bo musiałybyśmy tu siedzieć do rana.
– Opowiedz! Proszę! – nalegała Ewa.
Emanuelle zapaliła papierosa, zaciągnęła się, pociągnęła tęgiego łyka, spojrzała Ewie w oczy i zapytała:
– Rzeczywiście chcesz wiedzieć?
– Tak!
– To smętna historia, a wy tutaj nie lubicie smutnych ludzi – spojrzała wymownie na Ewę.
– Nie obrażaj mnie! Proszę! Opowiadaj!
Emanuelle dokończyła drinka i kiwnęła na kelnera, by powtórzył kolejkę.
– Wiesz! Opowiem ci o sobie pokrótce. Jestem rodowitą paryżanką. Mój ojciec to wzięty pisarz, a matka jest całkiem niezłą fotoreporterką.
Znowu zapaliła papierosa.
– Wychowałam się w ciepłym i cudownym domu, zawsze pełnym arcyciekawych ludzi. Każdego z naszych gości mogłam słuchać godzinami i nigdy się nie nudziłam. Bo za każdym razem przeżywałam coś nowego, coś, co mnie wewnętrznie wzbogacało.
Zakaszlała ochryple.
– Studiowałam dziennikarstwo na Sorbonie. I wtedy, przypadkowo poznałam Allana, mojego obecnego męża. Zakochałam się na zabój. Nie dokończyłam studiów, wyszłam za mąż i urodziłam trójkę wspaniałych dzieciaków.
Rozejrzała się w poszukiwaniu popielniczki, a że żadnej nie było w pobliżu, ku rozbawieniu Ewy zgasiła niedopałek w puderniczce.
– Ktoś by mógł powiedzieć, że się świetnie urządziłam – westchnęła, nie kryjąc goryczy. – Dopóki mnie pochłaniało wychowanie dzieci było, jako tako. Ale jak podrosły, zaczął się istny koszmar.
– Chyba nawet wiem, co masz na myśli – żachnęła się Ewa.
– Myślisz? – spytała Emanuelle i kontynuowała swą opowieść: – Alan zaczął jeździć na placówki do różnych krajów świata i zrozumiałam, że wpadłam w pułapkę. Merde! Bowiem, uzmysłowiłam sobie, że do końca życia będę zdana na nudne jak flaki z olejem towarzystwo tych zafajdanych sztywniaków.
Zapaliła kolejnego papierosa.
– Nie wiem, czy wiesz, o czym myślę, ale ja się duszę wśród tych ludzi! – rozkręcała się. – Faceci są nawet okej. Ale te ich żony! Cały czas w kółko pierdolą te same żałosne androny święcie przekonane, że tworzą światową elitę.
Ewa słuchała z zapartym tchem, bo ulegała wrażeniu, jakby te wszystkie słowa Francuska dosłownie wyjęła jej z ust.
Emanuelle zamówiła kolejnego drinka i dało się zauważyć, że jest już lekko wstawiona.
– Chcesz wiedzieć, co o tym wszystkim myślę?
– Pewnie, że chcę! – Ewa zamieniła się w słuch.
Emanuelle wygarnęła swoje żale na głos, nie bacząc na gości:
– Bo, powiem ci, moja droga, że oprócz kilku prawdziwych dam, które niestety wychodzą zaraz na początku, te wszystkie wyfiokowane pindy to stado odmóżdżonych pierwotniaków! Merde!  Tyko otwór gębowy i układ rozrodczy! Fuck! To nakręcane lalki bez mózgu i duszy! – bluzgała coraz głośniej.
– Może je oceniasz zbyt surowo? – tonowała Ewa.
– Co? Zbyt surowo??? – Emanuelle lekko się zatoczyła. – Trzeci rok już tu siedzę i ani razu, merde, nie spotkałam nikogo, z kim mogłabym o czymkolwiek sensownym pogadać! Tylko, co, kto, gdzie kupił, w jakim pieprzonym butiku, gdzie byli na wakacjach, w jakich mieszkali hotelach, co jedli i tyle! Koniec! Kropka! Tu się kończy ich zasrany intelekt! Zastanów się tylko! Przecież to nic innego jak horda z grubsza otrzaskanych w towarzystwie półkretynek, poprzebieranych, najczęściej bez składu i ładu, w szmaty od Armaniego, Diora, Gucciego... To jest pierdolone i wiecznie uśmiechnięte towarzystwo wzajemnego zachwytu nad samymi sobą!
Rozindyczyła się na dobre.
– A jak sięgniesz ciut głębiej, jak zahaczysz o jakiś poważniejszy temat, którego ich kurze móżdżki nie mogą ogarnąć, otwierają ze zdumieniem oczy i nie mając nic do powiedzenia, próbują cię zakrzyczeć. A jak się, nie daj Boże, wyłamiesz z tej ich pieprzonej konwencji i powiesz coś, jak oni to nazywają „niepoprawnego towarzysko”, okrzykną cię z miejsca dziwadłem, cudakiem i bzikiem, od którego się trzeba z daleka trzymać!
– Pani zamawiała drinka! – przypomniał się kelner, który z otwartą gębą przysłuchiwał się monologowi Francuzki.
– Wreszcie jakiś miły człowiek! – Emanuelle uśmiechnęła się ciepło do stremowanego chłopaka.
Wypiła jednym haustem, znowu zapaliła papierosa i krztusząc się od dymu spytała zaczepnie:
– Czy ty w ogóle rozumiesz, co do ciebie mówię?
– Nawet nie wiesz, jak dobrze! – odparła Ewa, co nieco spłoszona, bo zdążyła się zorientować, że zwracają na siebie uwagę.
– Naprawdę? – spytała z niedowierzaniem Francuzka.
– Tak!
– Masz na imię Ewa, dobrze zapamiętałam?
– Tak.
– A skąd się tu wzięłaś?
– Z Polski.
– No tak! Teraz rozumiem! Rodaczka Chopina...
– Chciałabym się z tobą zaprzyjaźnić – wyznała nieśmiało Ewa.
– Ależ nie ma sprawy! Tylko żebyś tego kiedyś nie pożałowała, bo mam w tym towarzystwie nie najlepsze notowania, a ostracyzm i zmowa milczenia bywają dla niektórych trudne do zniesienia.
– Tym bardziej mi na tobie zależy!
– No to wypijmy za naszą znajomość!
Emanuelle znów kiwnęła na kelnera.
 
Ultimatum 
W drodze do domu Ewa uzmysłowiła sobie, że po raz pierwszy od przyjazdu do Brazylii poczuła się mniej samotna. Cieszyła się, że nareszcie znalazła jakąś bratnią duszę. Na rozgwieżdżonym niebie skrzył się krzyż Południa. Rozłożysty rollsroyce sunął bezszelestnie pustą autostradą.
– Czy Diego mógłby jechać trochę szybciej?! – ponaglił kierowcę Bernard.
– Śpieszysz się gdzieś? – zdziwiła się Ewa.
– Nie, ale muszę ci coś powiedzieć w cztery oczy – odparł dziwnie oficjalnym tonem.
Samochód zajechał pod dom.
– Dzieci już pewno śpią, więc możemy spokojnie posiedzieć w salonie – zdecydował dyplomata, nie pytając Ewy o zdanie.
– Jestem już trochę śpiąca, może jutro?
– Usiądź proszę! – Wskazał na kanapę gestem zdradzającym krańcowe zniecierpliwienie, a sam usiadł na krześle o dziwo nie proponując drinka.
– No to słucham! O co chodzi? – spytała ziewnąwszy nerwowo.
Dyplomata rozpoczął w tonie, jakiego dotąd nigdy nie słyszała:
– Po pierwsze, mogłabyś przestać ziewać, jak do ciebie mówię, a po drugie zauważyłem, że od jakiegoś czasu za dużo popijasz w towarzystwie.
Wstał z krzesła i zaczął nerwowo przechadzać się po salonie.
– A po trzecie, chciałem ci powiedzieć, że ta Emanuelle to właśnie przykład tego, przed czym cię przestrzegałem.
– To znaczy? – naburmuszyła się, przeczuwając sprzeczkę.
– To jest właśnie osoba, która nie potrafi myśleć pozytywnie, a jej sposób bycia jest towarzysko niepoprawny – wytoczył pierwsze działo. – I właśnie, dlatego ma tak zszarganą opinię w naszym towarzystwie – odpalił drugą armatę. – Więc nie muszę ci chyba tłumaczyć, że twoja zażyłość z tą panią grozi ci bojkotem towarzyskim, nie mówiąc o zagrożeniu dla mojej kariery – odbezpieczył pocisk najcięższego kalibru.
Zatrzymał się w pół kroku i oznajmił lodowatym tonem:
– Więc, domagam się kategorycznie, byś zakończyła tę kompromitującą znajomość.
– Żartujesz czy mówisz poważnie? – poczuła, jak krew buzuje jej w skroniach.
– Najzupełniej poważnie!
Ewa podeszła do barku i nalała ostentacyjnie do pełna.
– No to, mój kochany, teraz ja coś powiem! 
– Słucham?
Ewa wzięła się po boki i zasyczała jak żmija:
– Czy ty, na Boga, nie czujesz, że Emanuelle to jedyna subtelna osoba pośród tych bezdusznych kukieł? Naprawdę tego nie widzisz?!!!
– Powiedziałem, co o niej myślę i basta! – skwitował dyplomata.
– Po moim trupie! – wrzasnęła, trzasnąwszy z całej siły kieliszkiem o parkiet. – Co ty sobie gnojku myślisz? Że zrobisz ze mnie bezwolną kukłę, jak te wszystkie pindy. Co ty sobie wyobrażasz dupku? Kim ty jesteś?
Bernardowi zatrzęsły się ręce, lecz szybko się opanował i zagroził:
– Mam nadzieję, że nie będę musiał więcej do tego tematu wracać!
Po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł z salonu.
– Fuck you! – zaklęła, choć nigdy wcześniej nie wypowiedziała takich słów i znowu napełniła kieliszek.
 
Rekonwalescencja 
Krzysztof przeglądał pocztę.
Teraz nareszcie rozumiem, że nieszczęśliwa miłość może być czasem bodźcem dla ambitnych wyzwań, - uśmiechnął się pod nosem odkładając na stół kilkustronicowy maszynopis.
Właśnie otrzymał z Anglii od jednego z tuzów światowej sedymentologii pozytywną recenzję doktoratu. Więcej, recenzent zalecał publikację w renomowanym amerykańskim piśmie naukowym, co jak na kogoś zza żelaznej kurtyny było nie lada wyróżnieniem.
Znowu się uśmiechnął pod wąsem.
Jakby ten facet wiedział, że za żadne skarby nie wziąłbym się za ten temat, gdyby nie ucieczka w naukę po utracie ukochanej dziewczyny! A jeszcze do tego, jakby mógł zobaczyć, w jakich warunkach to wszystko powstało! Przypomniał sobie, jak kiedy się znalazł na tak zwanym życiowym zakręcie jego promotor z premedytacją wykorzystał moment, kiedy złamane serce odebrało mi resztki zdrowego rozsądku i wpuścił go w temat, którego mógł się podjąć jedynie desperat. Jak ten szczwany lis, który dla nauki gotów zrobić wszystko, zaraził go wtedy podstępnie karkołomną ideą zaprojektowania od podstaw, zbudowania, i uruchomienia Laboratorium Sedymentologicznego. Jak zaczął się w jego życiu okres katorżniczej pracy w zagrzybionym lochu bez światła i tlenu w warunkach grożących w każdej chwili katastrofą, gdyż kable elektryczne szły po wiecznie mokrych murach, a do ogrzewania służyła szamotowa cegła, owinięta podłączonym do kontaktu, gołym drutem. Z rozbawieniem przypominał sobie, jak temat doktoratu wymagał, nie tylko zbudowania od podstaw prototypowego laboratorium to jeszcze do tego musiał przeprowadzić dziesiątki mozolnych doświadczeń. Jak w potwornym zaduchu, przy bezustannym warkocie silnika i brzęku wibrującej pompy, siedział w tej piwnicznej izbie dniami i nocami przez całe tygodnie, gdyż owych heroicznych badań dokonywał w warunkach ciągłego przepływu, co znaczyło tyle, że rozpoczętych doświadczeń nie można było przerwać przez wiele dób z rzędu. Jak całymi miesiącami, żeby pobrać próby i zrobić pomiary przychodził na uczelnię po kilka razy w ciągu jednej nocy, a portier nie ukrywał, że go ma za mocno stukniętego uczonego, co to pracuje za darmo po nocach. Jak obliczyli z laborantem, że w czasie badań przesiali, a potem własnoręcznie przenieśli we wiadrach, kilkadziesiąt ton piasku.
Heca, hecą, ale tak naprawdę, przystałem na tę harówkę chcąc spłacić dług wdzięczności wobec profesora - rozmyślał. To przecież on, kiedy po rozstaniu z Ewą popadłem w depresję, poszedł mi na rękę i dał przyzwolenie, bym nie przychodził do pracy, aż wyliżę rany – wspominał wzruszony. Lojalność nakazywała spłatę zobowiązań. Ale myślę, że pan profesor chyba teraz nie żałuje – pomyślał nieskromnie. Już mu doniesiono, że jego pryncypał przy każdej okazji chełpi się wszem i wobec swoim zdolnym uczniem.
Przypominał sobie, jak kompletował aparaturę badawczą, jak miesiącami ściągał zagraniczne artykuły, bo rodzimej literatury nie było. A jak już skończył projekt, pilnował jego wykonania, co było prawdziwą golgotą, gdyż wszyscy wykonawcy mieli w głowach fuchy, a nie dłubanie przy jakichś prototypach. Ile się musiał nachodzić, naprosić, tłumaczyć, negocjować, a potem te wszystkie kosztorysy, zamówienia...
Wspominał, jak pierwsze wyniki doświadczeń potwierdziły słuszność założonej hipotezy. Jak się utwierdził, że poszedł dobrym tropem, jak poczuł, co to pasja naukowa. Jak w końcu zrozumiał, że w nauce, podobnie jak w sztuce, prócz pracowitości, trzeba mieć jeszcze polot, intuicję, wyobraźnię i odwagę. Jak się poczuł naukowym artystą. Jak odkrył, że gros ludzi zajmujących się nauką wykonuje częstokroć gigantyczną pracę kompletnie na darmo, gdyż nie ma dość wyobraźni, by zdać sobie sprawę, że idzie w złą stronę nie mając dość odwagi by w stosownym momencie porzucić fałszywy kierunek. 
Przypomniał sobie radość, jaką mu sprawiała łatwość dogadywania się ze studentami. Jak ostatecznie pojął, że to wcale nieprawda, iż dobry profesor to wyłącznie mędrzec. Jak doszedł do wniosku, że równie ważnym, jeśli nie ważniejszym, jest by miał osobowość, która skutecznie wpływa na innych, poprawia ich samopoczucie, wzmaga temperament, poszerza wyobraźnię, a co najistotniejsze, budzi chęć do życia i działania. Jak sobie zdobywał sympatię studentów, czując się dzięki temu mniej osamotnionym, odzyskując z wolna równowagę.
 
Uznał, że choć nie zapomniał o Ewie, stanął już na nogi.
 
Podstęp 
Doszedł do wniosku, że najwyższa pora, by profesorowi wreszcie podziękować za podanie ręki. Kupił od konia pięć dolców i poszedł do Peweksu po flaszkę dobrego koniaku.
 
Na uczelni już prawie nikogo nie było, lecz drzwi profesorskiego gabinetu były uchylone, a na zaciemniony korytarz padał snop żółtawego światła.
– Mogę na minutkę? – spytał, jak zwykle obłożonego papierami uczonego.
– Ależ oczywiście, gorąco zapraszam, kolego magistrze! – ucieszył się na jego widok profesor. – Właśnie miałem do pana zadzwonić i pogratulować znakomitych recenzji. Będzie piękny doktorat i chluba dla naszej katedry. Wyniki są ekscytujące! Świetna interpretacja!
– Dziękuję, panie profesorze – oblał się rumieńcem Krzysztof. – Ale ja w innej sprawie.
– Znów pan coś nabroił?
– Nie! Nie! Chciałbym panu tylko, panie profesorze, serdecznie podziękować za to, że mi pan pomógł w bardzo trudnych chwilach – wydukał wzruszony. – Doprawdy nie mam pojęcia, czym sobie na to wtedy zasłużyłem!
Profesor zadumał się przez chwilę.
– Szczerze?
– Ma się rozumieć, panie profesorze!
– Bo wie pan, w gruncie rzeczy, to nie ma pan za co dziękować.
– Jak to? Przecież pan profesor tyle dla mnie zrobił! Jakby mi pan wówczas nie pomógł...
Siwowłosy uczony nie dał mu skończyć:
– Proszę sobie nie pochlebiać, kolego magistrze! Nie dla pana to zrobiłem! Nie dla pana!
– A dla kogo, jeśli mogę spytać? – zdumiał się Krzysztof.
– Dla nauki! Szanowny kolego. Dla nauki! – uśmiechnął się chytrze profesor, zacierając ręce.
A po chwili dodał:
– Mam nadzieję, że mi pan wybaczy, ale tylko szaleniec mógł w naszych warunkach ugryźć i zrealizować ten ambitny temat.
 
Odskocznia 
Dusząc się w złotej klatce, która miała być szczęśliwym eldorado, jak ryba bez wody Ewa stawała się coraz bardziej śnięta.
Z każdym dniem oddalała się od Bernarda. Zdała sobie ostatecznie sprawę, że są dwojgiem nierozumiejących się ludzi, wychowanych w skrajnie odmiennych kulturach. Ona, ukształtowana w zniewolonym kraju, gdzie trzeba było wiecznie o coś walczyć w atmosferze wrogości, smutku i zwątpienia kompletnie nie rozumiała jego świata, gdzie od zawsze żyli wolni ludzie, którym historia oszczędziła zmartwień. Zrozumiała także pewien przewrotny paradoks. Życie jej pokazało, że cierpienie, niewola i bieda wzbogacają duszę, a pomyślność, wolność i dostatek, wcześniej czy później kaleczą wrażliwość i wyjaławiają intelekt.
Coraz mniej ją cieszyły te wszystkie wygody i luksusy, a nieustające przyjęcia, rauty i bankiety zaczynały ją śmiertelnie nużyć. Nie potrafiła się z tymi ludźmi porozumieć. Każdego ranka rozdrażniała ją wizyta sąsiadek od kometki. Wieczorem zaś wściekała się, że znów musi się ubierać na kolejne nużące przyjęcie, gdzie będzie tak samo jak wczoraj, przedwczoraj, przed tygodniem, miesiącem...
Jedyne, co jej sprawiało radość, to świadomość, że dzieci są zdrowe. Mają cudowne warunki, jedzą, na co dzień owoce i przez okrągły rok korzystają z powietrza i słońca. I mimo, że nie znosiła panny Madaleine cieszyła się również, że Marynka się uczy języków i światowych manier.
Łapała każdą okazję, żeby, chociaż trochę pobyć z dzieciakami. Każdego dnia pływała z nimi w basenie, a jak już mieli dosyć, jechali na „huśtawkę”.
Dzieci uwielbiały tę zabawę. Ewa pakowała podekscytowane brzdące do porsche i jechali na autostradę, przechodzącą przez pagórkowaty teren. Przed południem, dopiero, co oddana do użytku autostrada była zwykle pusta.
Ewa rozpędzała samochód
Przed wzniesieniem wydawała rozkaz:
– Załoga zapiąć pasy!!!
Rozgorączkowane dzieciaki odpowiadały krzykiem:
– Gotowe!
Wtedy Ewa odkrzykiwała przeciągle:
– Uwagaaaa!
A zaaferowane pędraki wykrzykiwały:
– Start!
W tym momencie Ewa puszczała sprzęgło i auto z piskiem opon ruszało pod górę. Przy podchodzeniu do szczytu odnosili wrażenie, że nabierające prędkości porsche wznosi się ku niebu.
Nieprzytomne z radości dzieciaki wrzeszczały przeciągle:
– Heeeeeeeej!
A kiedy samochód mijał szczyt wzniesienia, kończyły gromkim:
– Hop!
I raptem wszystkim się zdawało, że auto odrywa się od ziemi, po czym spada, jak powracająca od martwego punktu huśtawka.
Rozpędzone porsche połykało kolejne pagórki, a uszczęśliwione dzieciaki, z wypiekami na buziach, wrzeszczały:
– Heeeeej! Hop!!! Heeeeej! Hop!!! Heeeeej! Hop!!!
Brzdące były szczęśliwe, a Ewa odrywała się na chwilę od codziennej nudy.
 
Krzysztof Pasierbiewicz
 
Poprzednie odcinki
Odcinek 1 - http://salonowcy.salon24.pl/652762,magia-namietnosci-odcinek-1
Odcinek 2 - http://salonowcy.salon24.pl/653924,magia-namietnosci-odcinek-2
Odcinek 3 - http://salonowcy.salon24.pl/655123,magia-namietnosci-odcinek-3
Odcinek 4 - http://salonowcy.salon24.pl/656229,magia-namietnosci-odcinek-4
Odcinek 5 - http://salonowcy.salon24.pl/657287,magia-namietnosci-odcinek-5
Odcinek 6 - http://salonowcy.salon24.pl/658332,magia-namietnosci-odcinek-6
Odcinek 7 - http://salonowcy.salon24.pl/659352,magia-namietnosci-odcinek-7
Odcinek 8 - http://salonowcy.salon24.pl/663294,magia-namietnosci-odcinek-8
Odcinek 9 - http://salonowcy.salon24.pl/664343,magia-namietnosci-odcinek-9
Odcinek 10 - http://salonowcy.salon24.pl/665542,magia-namietnosci-odcinek-10
Odcinek 11 - http://salonowcy.salon24.pl/666809,magia-namietnosci-odcinek-11
Odcinek 12 - http://salonowcy.salon24.pl/668102,magia-namietnosci-odcinek-12
Odcinek 13 - http://salonowcy.salon24.pl/669424,magia-namietnosci-odcinek-13
Odcinek 14 - http://salonowcy.salon24.pl/670679,magia-namietnosci-odcinek-14
Odcinek 15 - http://salonowcy.salon24.pl/672020,magia-namietnosci-odcinek-15
Odcinek 16 - http://salonowcy.salon24.pl/672915,magia-namietnosci-odcinek-16
Odcinek 17 - http://salonowcy.salon24.pl/674045,magia-namietnosci-odcinek-17
Odcinek 18 - http://salonowcy.salon24.pl/675911,magia-namietnosci-odcinek-18
Odcinek 19 - http://salonowcy.salon24.pl/676952,magia-namietnosci-odcinek-19
Odcinek 20 - http://salonowcy.salon24.pl/678076,magia-namietnosci-odcinek-20

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka