echo24 echo24
1236
BLOG

Prezydent Komorowski - bohater romantyczny

echo24 echo24 Polityka Obserwuj notkę 26

Przed chwilą obejrzałem w tefałenie spotkanie prezydenta Komorowskiego z naszymi śmiałkami Rajdu Dakar, których bez cienia przesady można nazwać „bohaterami romantycznymi” przypominającymi najsłynniejsze postaci literackie tej moim zdaniem najpiękniejszej w dziejach świata epoki. Patrzyłem z podziwem na tych wyrastających ponad przeciętność odważnych facetów jakże odstających od naszego pozbawionego wyobraźni, spłaszczonego mentalnie i wyjałowionego z pasji i uczuć skomercjalizowanego społeczeństwa.

Niestety całą przyjemność tej celebry popsuł pan Prezydent, który chcąc się ogrzać w ciepełku sukcesu naszych herosów palnął mówkę okolicznościową, w której nie omieszkał zaznaczyć, że on też był rajdowcem i teraz musi cierpieć za Polskę, bo mu wredni borowcy siadać za kierownicą zabraniają. Cała Polska ocierała łzy przed telewizorami, ale nie był bym sobą gdybym nie dorzucił, że część telewidzów płakała z żalu nad losem pana Prezydenta, a ci, którzy kumają o co biega ze śmiechu pękali. Niemniej jednak niczym nie zrażony pan Prezydent bez obciachu zawłaszczył sukces Sonika i Hołowczyca na rachunek zbliżającej się kampanii prezydenckiej.

Żal było patrzeć na żałosny lans pana Bronisława, który poklepując poufale naszych wspaniałych rajdowców sygnalizował ciemnemu ludowi: „ja też jestem wielki i wspaniały, a może nawet i większy i wspanialszy”.

Ponieważ od dawna znam Rafała Sonika przypomniała mi się pewna historyjka okolicznościowa, tym razem z krakowskiego podwórka.

Po upadku komuny, kiedy do władzy dorwała się Unia Demokratyczna, w Krakowie zaczęły powstawać pozerskie kluby nocne, których bywalcami byli nowofalowi biznesmeni postępowi w białych skarpetkach, wokół których kręciły się intelektualne elity uniwersyteckie, głownie specjalności prawnej, które owym biznesmenom były wtenczas niezbędne do kręcenia pionierskich lodów złotodajnego okresu transformacji.

Owa uniwersytecka śmietanka, albo jak ktoś woli wiecznie rozgadane towarzystwo wzajemnego zachwytu nad samymi sobą grupowało w swych szeregach starannie dobrane grono największych gwiazdorów krakowskiego salonu wpływu i co znaczniejszych snobek w mieście.

Ale cały smaczek mojej opowieści to ciekawostka, że wtedy, kiedy owi „salonowcy” zabiegali mozolnie żeby rzeczywiście być salonowcami, a raczkujący wówczas „biznesmeni” szpanowali na kapitalistów z cygarami w zębach młody jeszcze Rafał Sonik był już rzeczywistym przedsiębiorcą, któremu szpanerstwo nie było do niczego potrzebne.

Piszę rzeczywistym, bo miał łeb do interesu i już wtedy się dorobił prawdziwej fortuny. A od tej całej reszty odróżniał się swoją romantyczną pasją, czyli zamiłowaniem do sportów motorowych, a nie tylko robienia pieniędzy, czym mi nota bene zawsze imponował.

W tamtych czasach w każdy piątek „eleganckie podwawelskie towarzystwo” spotykało się w modnym wówczas klubie przy ulicy Mikołajskiej, nazwy nie wymieniam by nie być posądzonym o kryptoreklamę, gdzie upojone wolnością rynkową towarzycho kombinowało jak sią najłatwiej nachapać tak zwanych "szybkich pieniędzy". Wszyscy obowiązkowo odwaleni w garnitury od Bossa z sygnetem na małym palcu by wszyscy widzieli.

Na te „elitarne” imprezy wpadał często późnym wieczorem Rafał Sonik, którego pasją była już wtedy jazda na motorze czemu się bez reszty oddawał. A ponieważ nie musiał niczego przed nikim udawać przychodził na te imprezy prosto po treningu ubrany w skórzany kombinezon z kaskiem przewieszonym przez ramię, co w nowobogacko zawistnym towarzystwie wzbudzało nieskrywaną pogardę i odrazę w stosunku do, jak wtenczas szeptano po kątach „jakiegoś świra".

Ale z biegiem lat obok biznesowej Sonik zrobił także światową sportową karierę. I raptem to samo towarzycho, które nie zostawiało na nim niegdyś suchej nitki modli się dziś skrycie, by ów „świr” nie zapomniał ich jednak zaprosić na wykwintne rauty, które hojny Rafał wydaje po każdym sukcesie sportowym w miejscach, gdzie warto bywać.

Przez ostatnie lata podziwiałem Rafała Sonika za konsekwencję, żar, zapał, pasję i odwagę w dążeniu do celu o jakim modelowy krakowski mieszczuch nawet by się pomyśleć nie odważył.

I jak patrzyłem dziś w telewizor oglądając spotkanie naszych heroicznych romantyków z prezydentem Komorowskim pomyślałem sobie: Trzymaj się chłopie jak najdalej od polityki i uważaj nadwulicowych salonowców, bo cię ograbią z sukcesów, które ogłoszą jako swoje.

Krzysztof Pasierbiewicz (nauczyciel akademicki)

Zapraszam do śledzenia na Twitterze: https://twitter.com/krzycho44

 

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka