echo24 echo24
2782
BLOG

Tylko nie mówcie, że jestem antysemitą i znów jątrzę!

echo24 echo24 Polityka Obserwuj notkę 66

 

 

Nie da się zrozumieć w pełni przeżyć historii Polski bez znajomości historii Żydów. I nie da się zrozumieć historii Żydów bez znajomości historii Polski” - przemawiał prezydent Bronisław Komorowski podczas dzisiejszej uroczystości otwarcia wystawy głównej Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w Warszawie. A prezydent Izraela Reuwen Riwlin mówił: - „To nie jest muzeum zagłady, tylko muzeum życia…”.

Uważam, że otwarcie tego muzeum to wspaniała inicjatywa i bardzo ważny dzień dla przyszłości w stosunkach polsko-żydowskich i polsko-izraelskich.  

Wystawy jeszcze nie widziałem, ale wierzę, że oddaje historyczną prawdę zarówno o dobrych, jak i mrocznych kartach stosunków polsko – żydowskich.

Więc pojadę sprawdzić, czy jest ekspozycja na temat wypadków związanych z Jedwabnem, a także, czy pokazano sprawiedliwą proporcję ilu Polaków pomagało Żydom i odwrotnie.

A, jako syn akowca zamęczonego w roku 1952 przez oficerów służby bezpieczeństwa pochodzenia żydowskiego na wszelki wypadek sprawdzę również, czy jest ślad o tejże niechlubnej karcie stosunków „polsko” – żydowskich.

Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)   

 

Post Scriptum

Jeden z komentatorów mojego blogu zapytał:

"Antysemityzm" -

- mnie zastanawia to dlaczego tego rodzaju pretensji wzgledem ich narodowosci nie podnosza zamieszkali u nas Ormianie, Grecy, Tatarzy, ... Ja przynajmniej nie slyszalem, nie czytalem o takowych obiekcjach...
-------------------
Więc dodałbym jeszcze dodał do tej listy Polaków, którzy nie umieją, bądź unosząc się nie do końca przemyślaną dumą nie chcą o tym mówić.

Ja doskonale rozumiem niewymowne krzywdy i nieszczęścia jakich doznali polscy Żydzi i uważam, że Gazeta Wyborcza słusznie napisała na ten temat kilka setek artykułów. Niestety, nie spotkałem się z ani jednym artykułem na temat nieszczęść Polaków skrzywdzonych przez złych ludzi pochodzenia żydowskiego.

Oto przykład z mojego wczesnego dzieciństwa:

Jakiś czas temu byłem na grobie Rodziców. Gdy zapalałem lampki podszedł do mnie kumpel, który właśnie przechodził opodal. Przystanął, spojrzał na nagrobną tablicę i wyraźnie zbulwersowany powiedział z wyrzutem: „Krzysiek! Mógłbyś tę tablicę wymienić! Taka popękana, że nazwiska ledwie widać!”.

A ja opowiedziałem mu to, co teraz Państwu pragnę opowiedzieć. 

Działo się to pierwszego sierpnia 1952. Jako ośmioletni chłopiec byłem wtedy na kolonii letniej w podkrakowskim Sierakowie. 

Szczęśliwi, opaleni wróciliśmy z kolegami znad rzeki na obiad. Ku mojemu zdumieniu pani wychowawczyni przekazała mi wiadomość, że ktoś na mnie czeka w kancelarii pana kierownika. Jeszcze bardziej się zdziwiłem na widok wuja Ludwika, który mi powiedział, że tata jest trochę chory i musimy wracać do Krakowa.

Choć bardzo mi było żal zostawiać kolegów ucieszyłem się ogromnie, bo będąc Jego oczkiem w głowie, świata za Ojcem nie widziałem. Pociąg wlókł się niemiłosiernie, a ja nie mogłem się doczekać chwili kiedy wreszcie Ojciec mnie przytuli.

W końcu dotarliśmy z dworca na naszą ulicę. Wujek chciał mi coś powiedzieć, ale wyrwałem mu się i oszalały ze szczęścia, na łeb na szyję popędziłem do ukochanego taty. Gdy dobiegłem do naszej kamienicy serce przeszył mi paraliżujący ból i niebo spadło mi na głowę. Na bramie wisiała klepsydra z napisem: 

Mgr inż. Michał Pasierbiewicz
ukochany mąż i ojciec
żołnierz Armii Krajowej
zmarł przeżywszy lat 46…


Tacie pękło serce. Zamęczyła go ubecja, a dokładniej mówiąc kilku oficerów bezpieki pochodzenia żydowskiego po tym, jak ujawnił swoją akowską przeszłość. Nie wytrzymał szczucia i upokorzeń w pracy, gdzie był dyrektorem technicznym, obrzydliwych intryg, prowokacji, bezustannego śledzenia, ciągłych rewizji domowych i niekończących się wielogodzinnych przesłuchań na bezpiece. 

Na pogrzebie było tyle samo bliskich i przyjaciół, co ubeków, którzy obstawili cały Cmentarz Rakowicki, a gdy kondukt dotarł do naszego rodzinnego grobu, przyczaili się za przyległymi grobowcami.

Pamiętam, że gdy ksiądz rozpoczął modlitwę nad grobem, nagle wśród żałobników zrobiło się jakieś dziwne zamieszanie i rozległy się zaaferowane szepty. To przyjaciele taty z konspiracji wkroczyli do akcji i raptem na trumnie pojawiła się wiązanka biało czerwonych goździków z szarfą, na której widniał napis: „Naszemu kochanemu dowódcy przyjaciele z Armii Krajowej”. Do dzisiaj nikt nie wie, kto i jakim cudem położył tę wiązankę na trumnie, za co wtedy groziło więzienie, o ile nie gorzej. 

Z tego, co było potem zapamiętałem jedynie, że jak trumnę spuszczano do grobu Mama ścisnęła mnie kurczowo za nadgarstek aż mi z bólu w oczach pociemniało. A jak kondukt się rozchodził spostrzegłem, że mam całą dłoń we krwi. Mama miała zawsze zadbane, długie paznokcie.

Matka nie umiała sobie poradzić z nieszczęściem jakie nas spotkało. Więc chodziłem z nią przez lata codziennie na cmentarz, choć prawdziwą torturą dla młodego chłopca było przesiadywanie na ławeczce przy mogile w czasie, gdy koledzy grali w piłkę. A mój starszy brat porzucił szkołę, jak mu dyrektorka, nota bene komunistyczna działaczka pochodzenia żydowskiego, przy całej klasie powiedziała, że takie szczeniaki akowskie jak on trzeba było w wiadrze topić.

Śmierć ojca pozostawiła na nas straszliwe piętno. Mama wytrzymała jeszcze 15 lat i również odeszła. 

Ale czas na szczęście leczy rany i po latach udało mi się zapomnieć o tym, co złe.

Aż nadszedł dzień 4 czerwca pamiętnego roku 1989, kiedy „upadła” komuna. Nie muszę chyba nikomu tłumaczyć jak byłem szczęśliwy. 

Lecz radość nie trwała długo, gdyż nazajutrz, drugiego dnia „wolnej” Polski, pani opiekująca się grobem Rodziców zadzwoniła do mnie z biura cmentarnego krzycząc roztrzęsionym głosem do słuchawki bym natychmiast przyszedł, bo stało się coś strasznego z nagrobkiem. Po przybyciu na miejsce zobaczyłem, że tablicę nagrobną jacyś zwyrodnialcy porozbijali na drobne kawałki.

Wtedy po raz drugi niebo spadło mi na głowę.

Jak trochę doszedłem do siebie pobiegłem po kamieniarza, który spojrzał na bestialsko zbezczeszczoną mogiłę i powiedział: „Dziwne. Wszystkie groby całe, tylko ten zniszczony. Ktoś musiał pana ojca strasznie nienawidzić!” A po chwili dodał: „Nie ma rady, trzeba zrobić nową tablicę”. 

Wtedy go spytałem, czy da się tę zniszczoną tablicę jakoś posklejać, a on żachnął się zniesmaczony: Panie! Co Pan? Nie da się tych kawałków złożyć by nie było śladu. Jak to będzie wyglądało???

Więc mu wyperswadowałem, że chodzi mi o to, by ta oszpecona tablica z nazwiskami moich heroicznych Rodzicieli była żywym świadectwem dla przyszłych pokoleń do czego byli zdolni komuniści i zaprzedana im esbecja, której trzon w latach pięćdziesiątych stanowili oficerowie pochodzenia żydowskiego, co podają oficjalnie źródła historyczne. I jestem prawie pewien, że tablicę z nazwiskiem mojego Ojca zdewastowały dzieci, bądź wnukowie tych którzy w roku 1952 zamęczyli mi Tatę.

Na koniec przypomnę refren przepięknej ballady Reinharda May’a:

Błogosławieni, ci Nadłamani
Poplątani, w siebie wpełznięci,
Ci Odrzuceni, Przygnębieni, Przygarbieni,
Do ściany Przyciśnięci.
Błogosławieni, ci Szaleni…


Wieczne odpoczywanie racz im dać, Panie!

Także tym, którzy chcieli zabić pamięć o nich.

Niedługo przecież Zaduszki.., koniec opowieści.

PS. Może się mylę, ale nie sądzę by Gazeta Wyborcza kiedykolwiek opisała podobną historię, a były setki, jeśli nie tysiące.

Dlatego napisałem niniejszą notkę. A do warszawskiego Muzeum pojadę by sprawdzić, czy jego twórcy zachowali rzetelne proporcje prawdy historycznej.

Post Post Scriptum

Internautów goszczących na moim blogu po raz pierwszy uprzejmie informuję, że bardzo dbam o szarmancką formułę mojej witryny, więc bardzo proszę o nieużywanie wulgaryzmów i unikanie tonów agresywnych, a zobaczycie Państwo, że tak będzie o wiele lepiej i skuteczniej.

 

Czytaj również:

"Nabrani przez redaktora"

http://salonowcy.salon24.pl/271686,nabrani-przez-redaktora

 

 

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka