Zapewne pamiętacie kapitana Francesco Schettino. Tak, tak, tego samego nieodpowiedzialnego tchórza, który łajbę wartą 467 milionów Euro wsadził na mieliznę, po czym jako pierwszy uciekł do szalupy ratunkowej zostawiwszy pasażerów na pokładzie tonącego statku.
Niestety, jak się właśnie okazało my też mieliśmy swojego „kapitana”, z tą różnicą, że ten nasz czmychnął do Brukseli po tym, jak wsadził na mieliznę polskie państwo, a zrobionych w konia rodaków pozostawił z hamującą gospodarką, panoszącą się korupcją, ponad dwu milionowym bezrobociem, praktycznie niespłacalnym długiem i przygnębiającą świadomością, że - cytuję za min. Sienkiewiczem: „Państwo polskie już praktycznie nie istnieje”.
Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo ten strusiowato nielotny fasoniarz puszący się na męża stanu idealnie się nadaje na unijną marionetkę, a po jego dezercji do Brukseli nadarza się dziejowa szansa byśmy urządzili sobie Polskę po swojemu.
Mam tylko nadzieję, że tym razem będziemy mądrzy przed szkodą, a nasza chrześcijańskaskłonność do irracjonalnego wybaczania i patologiczna predylekcja do politycznej amnezji nie przeszkodzą, byśmy przy urnie wyborczej pamiętali, kto nas wystawił do wiatru i pokazali wyszkolonym przez Tuska cwaniaczkom z Platformy, gdzie się zgina mandolina.
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
Czytaj także:
Nie dajmy się znów zrobić w konia:
http://salonowcy.salon24.pl/326427,nie-dajmy-sie-znow-zrobic-w-konia